Kto powiedział, że to koniec?

Informacja pobrana z chcejezusa – Kto powiedział, że to koniec?

Był pewien chory, Łazarz z Betanii, ze wsi Marii i jej siostry, Marty. Maria zaś była tą, która namaściła Pana olejkiem i włosami swoimi otarła Jego nogi. Jej to brat, Łazarz, chorował. Siostry zatem posłały do Niego wiadomość: «Panie, oto choruje ten, którego Ty kochasz». Jezus, usłyszawszy to, rzekł: «Choroba ta nie zmierza ku śmierci, ale ku chwale Bożej, aby dzięki niej Syn Boży został otoczony chwałą». A Jezus miłował Martę i jej siostrę, i Łazarza. Gdy posłyszał o jego chorobie, pozostał przez dwa dni tam, gdzie przebywał. Dopiero potem powiedział do swoich uczniów: «Chodźmy znów do Judei». Rzekli do Niego uczniowie: «Rabbi, dopiero co Żydzi usiłowali Cię ukamienować i znów tam idziesz?» Jezus im odpowiedział: «Czyż dzień nie liczy dwunastu godzin? Jeśli ktoś chodzi za dnia, nie potyka się, ponieważ widzi światło tego świata. Jeżeli jednak ktoś chodzi w nocy, potknie się, ponieważ brak mu światła». To powiedział, a następnie rzekł do nich: «Łazarz, przyjaciel nasz, zasnął, lecz idę go obudzić». Uczniowie rzekli do Niego: «Panie, jeżeli zasnął, to wyzdrowieje». Jezus jednak mówił o jego śmierci, a im się wydawało, że mówi o zwyczajnym śnie. Wtedy Jezus powiedział im otwarcie: «Łazarz umarł, ale raduję się, że Mnie tam nie było, ze względu na was, abyście uwierzyli. Lecz chodźmy do niego». A Tomasz, zwany Didymos, rzekł do współuczniów: «Chodźmy także i my, aby razem z Nim umrzeć». Kiedy Jezus tam przybył, zastał Łazarza już od czterech dni spoczywającego w grobie. A Betania była oddalona od Jerozolimy około piętnastu stadiów. I wielu Żydów przybyło przedtem do Marty i Marii, aby je pocieszyć po utracie brata. Kiedy więc Marta dowiedziała się, że Jezus nadchodzi, wyszła Mu na spotkanie. Maria zaś siedziała w domu. Marta więc rzekła do Jezusa: «Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł. Lecz i teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko, o cokolwiek byś prosił Boga». Rzekł do niej Jezus: «Brat twój zmartwychwstanie». Marta Mu odrzekła: «Wiem, że powstanie z martwych w czasie zmartwychwstania w dniu ostatecznym». Powiedział do niej Jezus: «Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, to choćby umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?» Odpowiedziała Mu: «Tak, Panie! Ja mocno wierzę, że Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat». Gdy to powiedziała, odeszła i przywołała ukradkiem swoją siostrę, mówiąc: «Nauczyciel tu jest i woła cię». Skoro zaś tamta to usłyszała, wstała szybko i udała się do Niego. Jezus zaś nie przybył jeszcze do wsi, lecz był wciąż w tym miejscu, gdzie Marta wyszła Mu na spotkanie. Żydzi, którzy byli z nią w domu i pocieszali ją, widząc, że Maria szybko wstała i wyszła, udali się za nią, przekonani, że idzie do grobu, aby tam płakać. A gdy Maria przyszła na miejsce, gdzie był Jezus, ujrzawszy Go, padła Mu do nóg i rzekła do Niego: «Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł». Gdy więc Jezus zobaczył ją płaczącą i płaczących Żydów, którzy razem z nią przyszli, wzruszył się w duchu, rozrzewnił i zapytał: «Gdzie go położyliście?» Odpowiedzieli Mu: «Panie, chodź i zobacz!» Jezus zapłakał. Żydzi więc mówili: «Oto jak go miłował!» Niektórzy zaś z nich powiedzieli: «Czy Ten, który otworzył oczy niewidomemu, nie mógł sprawić, by on nie umarł?» A Jezus, ponownie okazując głębokie wzruszenie, przyszedł do grobu. Była to pieczara, a na niej spoczywał kamień. Jezus powiedział: «Usuńcie kamień!» Siostra zmarłego, Marta, rzekła do Niego: «Panie, już cuchnie. Leży bowiem od czterech dni w grobie». Jezus rzekł do niej: «Czyż nie powiedziałem ci, że jeśli uwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą?» Usunięto więc kamień. Jezus wzniósł oczy do góry i rzekł: «Ojcze, dziękuję Ci, że Mnie wysłuchałeś. Ja wiedziałem, że Mnie zawsze wysłuchujesz. Ale ze względu na otaczający Mnie tłum to powiedziałem, aby uwierzyli, że Ty Mnie posłałeś». To powiedziawszy, zawołał donośnym głosem: «Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!» I wyszedł zmarły, mając nogi i ręce przewiązane opaskami, a twarz jego była owinięta chustą. Rzekł do nich Jezus: «Rozwiążcie go i pozwólcie mu chodzić». Wielu zatem spośród Żydów przybyłych do Marii, ujrzawszy to, czego Jezus dokonał, uwierzyło w Niego. Ewangelia (J 11, 1-45)

Może się nam wydać, że wszystko jest oczywiste. Za dobre życie mamy niebo, za złe piekło. Są wierzący i niewierzący zbawieni i potępieni. Gdy przyjrzymy się temu co opisał św. Jan jako jedyny musimy poczynić pewną korektę w naszym myśleniu. Pośród całej ludzkości Bóg naprawdę widzi człowieka. Konkretne osoby, ich los, ich radość i ich cierpienie. Pojawia się przy nas, nie pozostaje obojętny. To co trudno pojąć to zupełnie inny zegar, jakim kieruje się Bóg. Po ludzku patrząc Jezus pozwolił Łazarzowi umrzeć. Nie przyszedł na czas gdy coś jeszcze można było uczynić i go uratować. Tak! Jezus dopuścił śmierć swego przyjaciela… bo chciał aby on żył. Chciał po ludzku dać nam pewność, że życie definiowane i widziane przez nas to nie wszystko. 4 dni od pogrzebu Łazarza to ta absolutna pewność, jaką mieli w sobie Żydzi. Nic się nie może wydarzyć, bo dusza opuściła już ciało, które zaczęło się rozkładać za zamkniętym grobem. Co pozostało? Po co tu przychodzić? Kochany brat Marty i Marii już do nich nie wróci, nie przemówi i nie usiądzie obok nich w domu w Betanii. Tylko czy one się z tym pogodziły? Przy dopuściły do siebie to że go już nie ma? Obecność Jezusa zdaje się tu być czymś decydującym. Marta uzależniała życie swego brata w całości od bliskości Pana. Gdybyś tu był… I pojawia się. Wchodzi by stanąć wraz z nami na granicy naszych możliwości. Tę linię wyznacza ciężki głaz, który strzeże wejścia do grobowca z ciałem Łazarza. Tłum, wspólnota, rodzina, wspólny wysiłek, praca, łzy… to wszystko może okazać się zbyt małym, by nas przenieść przez nasze ludzkie „niemożliwości”. 

Bóg pojawia się 4 dnia- tam gdzie nas już nie ma, a wraz z nami nadziei, miłości, poczucia sensu i chęci walki o cokolwiek. 4 dzień po naszych prywatnych śmierciach, po zatoczonych kamieniach po naszych relacjach, pasjach, staraniach i walkach. 

Jak zatem wierzyć, że również dziś w naszym życiu mogą działać święci, którzy żyli wiele wieków temu? Jak zaufać Bogu, który przychodzi do nas gdy jest już po wszystkim? A może Bóg chce nam coś pokazać? Może to jest konieczne byśmy umarli a wraz z nami nasze ludzkie kalkulacje? Może trzeba by dosłownie zgniły i zwiędły nasze asekuracje, plany i wyobrażenia. Jezus zapłakał… Bóg jako człowiek nie jest zaprogramowany tylko na cuda, uzdrowienia i większe rzeczy. On widzi jak wielka jest pusta naszych śmierci, przez które sami nie umiemy przebrnąć. Czas przeszły jakiego użyli widzowie jest tu jednak nie na miejscu. Oni zdali się mówić- oto jak go miłował… On go wciąż miłuje. Wszyscy bowiem żyją w nim.  Kiedy jednak pojmiesz i ty, że ludzkie ciało jest zbyt słabe, by unieść nieśmiertelną duszę?   

To co nasz przerasta prowokuje obecność Boga. Może łatwiej będzie nam go zobaczyć gdy niczego nie będzie już przy nas? Gdy staniemy wobec czegoś co zdefiniowalibyśmy, jako nasza nicość możemy jednocześnie wejść w przestrzeń prawdy o życiu. Bóg jest jego źródłem- nie my. 

ks. Adam Kiermut