3 MAŁPY MOJEJ MORALNOŚCI

Informacja pobrana z chcejezusa – 3 MAŁPY MOJEJ MORALNOŚCI

Powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Jezusa na próbę, zapytał: ”Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?”. Jezus mu odpowiedział: ”Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz?”. On rzekł: ”Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego”. Jezus rzekł do niego: ”Dobrześ odpowiedział. To czyń, a będziesz żył”. Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: ”A kto jest moim bliźnim?”. Jezus, nawiązując do tego, rzekł: ”Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął. Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go. Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: “Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał”. Któryż z tych trzech okazał się, według twego zdania, bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?”. On odpowiedział: ”Ten, który mu okazał miłosierdzie”. Jezus mu rzekł: ”Idź, i ty czyń podobnie”. (Łk 10,25-37)

Poruszający, mocny obraz popularnej przypowieści. Choć jest on wielką kartą Ewangelii to w gruncie rzeczy mało kto zwraca uwagę, że jest on odpowiedzią na jedno krótkie pytanie: KTO JEST MOIM BLIŹNIM? Ta właśnie historia ma nam pomóc to zrozumieć. Choć wiele mówi się w komentarzach Ojców Kościoła o historii Samarytanina, o kulturowych barierach i relacjach społecznych to warto dzisiaj po prostu wyjść z domu i  przejść duchowo tę samą drogę jaka spina na mapie dwa punkty- Jerozolimę i Jerycho. Kilka lat temu w centrum Białegostoku miała miejsce tragiczna w skutkach sytuacja. Na ulicy w ciągu dnia i w bardzo ruchliwym miejscu zmarł mężczyzna w średnim wieku. Gdy dotarła do niego ekipa medyczna, która stwierdziła zgon. Szybko wyczuli od niego woń acetonu- związku, który wydziela się z ust osób chorych na cukrzycę. Zapewne miał rodzinę, rodzeństwo, żonę, dzieci… tego nie wiem. Czy mógłby żyć? Okazuje się ,że nie wiele było trzeba żeby mu pomóc jednak lecz nikt się nie zainteresował. Ta historia nie zakończyła się happy endem. Dlaczego? Być może z tych samym powodów co w przypowieści. Zdumiewające jest to, że Jezus gdy mówi o emocjach Samarytanina o jego reakcji na cierpienie zranionego pielgrzyma używa tego samego słowa, które opisuje działanie Bożej miłości wobec człowieka. Tak jak miłosierny wędrowiec pochyla się też Jezusa nad niewidomym, nad trędowatych którego uzdrowił i w wielu innych miejscach Ewangelii. Dosłownie to uczucie jakie mu towarzysz można oddać jako palący wnętrze ból, poruszenia, które przenika całego człowieka. W pewnym sensie go zatrzymuje, wręcz paraliżuje i nie pozwala mu pójść dalej. Nigdy nie przejdzie obojętnie ten kogo w takiej chwili przepali miłość. Oko i serca Samarytanina- człowieka jest takie samo jak oko i serce Boga, który widzi naszą nędzę. Nie tylko widzi ale zawsze się nad nią zatrzymuje.

W internecie krąży dość znany wizerunek trzech małpek Mizaru, Kikazaru i Iwazaru. Pochodzi on z jednej z Japońskich świątyń gdzie artysta wyraził za pomocą rzeźby pewne przysłowie „nie widzę nic złego, nie słyszę nic złego, nie mówię nic złego”. Wyznawcy buddyzmu doskonale znają to przedstawienie i czytają ją w swej etyce jak złotą zasadę „Nie szukaj i nie wytykaj błędnych czynów i słów innych ludzi” ,a jeśli chcesz wyplenić zło, to zacznij od siebie. W kulturze zachodniej do której przeniknął wizerunek trzech małp jest czasem postrzegany, jako ciche przyzwolenie na zło przez odwracanie od niego oczu. Symbolizuje też zmowę milczenia. Czy i Ty przy drugim człowieku nie zamieniasz się w japońską małpę? Nie udajesz, że masz żadnego powiazania ze złem, które cię dotyka? Często nawet zaczęcie od siebie wcale nie powoduje tego, że zło realnie znika z naszej codzienności, a już na pewno nie rozwiązuje jego istnienia w szerszej panoramie. 

Rany przechodnia z przypowieści są skutkiem grzechu- grabieży, pobicia, chęci łatwego zysku, braku miłości. Lewita i kapłan uciekają z tego miejsca, zapewne też po to, by sami nie zostali zranieni i ogołoceni. Boją się być zainfekowani skutkiem grzechu do tego stopnia, że sami czynią jeszcze większy. Asekuracja i obojętność również pozbawiają życia, są bardzo wygodnym zabezpieczeniem, które ma nas zwolnić z odpowiedzialności za siebie i innych.  

Piętno Samarytanina nosi dziś znacznie więcej osób niż w czasach Jezusa. To chory, niepełnosprawni, biedni, niezaradni życiowo, nawet ci, którzy chcą być dobrzy lecz nie chcą przepychać się o swoje, którzy chcą ucieszyć tym co mają. Ci też zostają na marginesie życia, gdzie toczyć na się ciągła walka. W niej są ofiary, lecz są też zwycięzcy. 

Dla pobożnych Żydów kodeks postępowania był dość jasny. Prawo mówiło wyraźnie:  Bliźni to swój: krewny, krajan, członek grupy, „nasz”, wyznawca tej samej religii, ktoś z kręgu naszej mentalności. Prawo dodaje do tego katalogu obcych i przybyszów, którzy osiedlili się w Izraelu. Kogo dziś tak nazywamy? Życie pokazuje, że dla wielu krąg bliźnich zawęził się niebezpiecznie… tylko do nas samych. 

A ile razy o nas można powiedzieć- zobaczył… minął. Nie jesteśmy wcale lepsi niż dwóch obojętnych ludzi, którzy zostawili rannego w połowie drogi. My często nawet nie chcemy widzieć, że dzieje się coś wokół nas co wymaga naszego zaangażowania i pomocy. Skupienie na sobie, nasz egoizm został przykryty stanem wyższej konieczności. Pośpiech związał nas z sobie do tego stopnia, że potrafimy nie zauważyć nawet Boga, który przebiera się niejednokrotnie w ludzką skórę, ma naszą twarz. Nie raz już nie był słyszany gdy mówił do nas, nie raz go nie zauważyliśmy gdy przeciął nam drogę, nie raz też umarł… bo my chcieliśmy żyć.

 Kochać. Zobaczyć człowieka… nie minąć.

Ks. Adam Kiermut