PRZED KIM KLĘKAM…

Informacja pobrana z chcejezusa – PRZED KIM KLĘKAM…

Pewnego dnia przyszedł do Jezusa trędowaty i upadając na kolana, prosił Go: „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: „Chcę, bądź oczyszczony”. Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony. Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił ze słowami: „Uważaj, nikomu nic nie mów, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich”. Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego.

(Mk 1,40-45) 

W czasie każdej Mszy Świętej wierni klękają w dwa razy. Pierwszy moment przychodzi, gdy usłyszymy słowa: Zaprawdę święty jesteś Boże i słusznie cię sławi wszelkie stworzenie (III ME). Te słowa bezpośrednio wprowadzają nas w cud przeistoczenia chleba i wina w ciało i krew. Drugi akcent to obrzędy Komunii, gdy słyszymy głos św. Jana Chrzciciela znad Jordanu- Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata. Chwila gdy realnie przychodzi do nas pokarm dający życie wieczne i moment gdy możemy go przyjąć. Padamy na kolana, bo głęboko wierzymy, że w obliczu tego co staje się naszym udziałem jest to jedyna właściwa postawa, jaką może z wdzięczności przyjąć każdy anioł, każdy człowiek, każde stworzenie i cały wszechświat.

Trędowaty jest reprezentantem tego samego stworzenia, ambasadorem każdego z nas. Choć zmożony przerażającą chorobą, w chwili spotkania z Jezusem odnosi zwycięstwo. Dlaczego? Bo klęka przed nim nie jak przed jednym z wielu. Pada z wiarą i pokorą przed Bogiem, który ma jako jedyny moc go uzdrowić. Wielu z nas nie widzi tego, że nasza duża ropieje, łuszczy się i martwieje. Dotykają ją te same odrażające procesy co ciało, gnijące od trądu. Płyniemy przez życie pośród atrakcji, zadań, wymagań, męczącej pracy, żmudnej nauki, natłoku spraw, jakich nie umiemy często unieść. Wielu ludzi nam ważnych pozostawiamy miesiącami bez rozmowy, zapominamy, odkładamy na potem, bo doba jest zdecydowanie za krótka by zdążyć do każdego. Choroba znana przez Greków, jako lepra w pewnej fazie rozwoju sprawia, że porażenie nerwów odbiera całkowicie czuje w stopach i dłoniach. Atakuje również wszystkie miękkie tkanki organizmu. Niedokrwione części ciała obumierają, pokrywając się wcześniej pękającymi, owrzodzonymi ranami. To wyjątkowo niepokojący znak naszych czasów gdy coraz młodsi ludzie tracą sens życia, podejmują próby samobójcze, doświadczają depresji i uciążliwych chorób psychicznych. Tracą życie… bo go nie czują! Egzystują dokładnie tak jakby nie mieli rąk do działania, ani nóg, które poniosły by ich dalej przez przytłaczającą codzienność. Jest jeszcze jeden powód, dla którego czujemy się dziś tak jak byśmy byli rozsypce. Tracimy smak życia, bo klękamy przed czymś co nie jest Bogiem. Postawa uniżenia zarezerwowana powinna być tylko dla niego. Powinna wynikać z naszej wdzięczności, świadomości tego ile już od niego otrzymaliśmy i to zupełnie nie zasłużenie, całkowicie za darmo bez naszej zasługi. Może ta scena nas nie rusza, bo zbyt łatwo klękamy przed tym co on stworzył, co dał nam jako niewystarczające narzędzia czynienia nas szczęśliwszymi. Klękamy codziennie przed pieniądzem, przed używkami, przed ludźmi, od których jesteśmy emocjonalnie i finansowo uzależnieni. Zginamy swoje kolana przed witrynami sklepów, przed gwiazdami szklanego ekranu, przez chwilowymi radościami, rozrywką, błyskotkami i nowościami. Dawniej trąd był wyrokiem, chorobą wobec której nawet najlepsi lekarze pozostawali bezradni. To jednak nie wszystko. Każda choroba ciała przecież kończy się wraz z naszą śmiercią. Dusza, którą rozłoży grzech nie może być uzdrowiona bez bliskości Boga. Człowiek pomoże upudrować do co widzimy na zewnątrz, nie ma jednak skalpela, jakim dotarłby do wnętrza. Nikt nie wyprodukował balsamu jaki zaleczyłby to co niszczy naszą duchowość. Bez Boga pozostaniemy w obliczu takiego samego wyroku, jaki słyszeli trędowaci… i to na wieczność!

Antek w wieku 17 lat trafił do obozu w niemieckim Gross Rosen. Zapytany po latach, już jako dominikański zakonnik, jak w tak trudnym czasie ludzie szukali Boga, opowiedział pewną historię:

Każdy był przygnębiony, myślał o wolności. Każdy wierzący modlił się po cichu, po swojemu. Śledzili nas, pilnowali, wyśmiewali nas z tego powodu. Ludzie chcieli się modlić i szukali ukojenia w Bogu. Każdy pragnął mieć modlitewnik. Któregoś dnia przełożony obozu dla młodocianych zebrał nas wszystkich i zapytał, kto chce mieć książeczkę do nabożeństwa. Wszyscy się zgłosili. To było nasze pragnienie. Potem kazał wybrać: albo książeczka, albo obiad. Z 17 osób, które najpierw zgłosiło się po modlitewnik, zostało nas 7. Potem esesman wziął miskę, na której postawił kubek, oraz łyżkę. Kazał nam przed tym klękać. Wówczas z 7 zostało nas 2. Ja powiedziałem, że klękam przed krzyżem, nie przed miską, ale chcę mieć książeczkę i obiadu się wyrzekam. Po jakimś czasem przynieśli mi książki wyśmiewające religię i tłumaczyli, że jest ona niepotrzebna. Jednak konsekwentnie trwałem przy swoim. Wieczorem dostałem zupę z obiadu, ale książeczki, niestety, nie.

Zapytaj dziś: Kim stajemy się gdy nie zginamy kolan przed Bogiem? Szatan nigdy nie pozwoli nam dotrzeć do mocy uzdrowienia, jaką głosi i widzi w Chrystusie Kościół. Nieustannie wywleka grzech, który szpeci jego obraz po to byśmy omijali go z daleka. Kościół słaby ludzkim grzechem, fetorem i zgnilizną każdego upadku, fałszu, nieczystości i bałwochwalstwa w Jezusie ma moc uzdrowienia. Szatan jest gotowy dać nam wszystko czego potrzebujemy i czego chcemy… byle by nie dać nam Boga.

Ks. Adam Kiermut