Cukiereczku, powiedz przecie…

Informacja pobrana z chcejezusa – Cukiereczku, powiedz przecie…

Trudno byłoby spotkać katolika, który nie rozpoczyna Adwentu i Wielkiego Postu od postanowienia, któremu stara się być wierny przez tygodnie oczekiwania na owe dwa największe święta w życiu każdego chrześcijanina. Sama wielokrotnie podejmowałam tego typu ascezę, ale..
Kiedy dwa lata temu zaczął się Adwent, nie postanowiłam sobie nic. To było dziwne. Podejrzewałam jednak, że temat nie jest jeszcze zamknięty. O ile wcześniej udawało mi się wymyślić wspaniałą koncepcję postu, to tym razem absolutnie nic nie przychodziło mi do głowy. Wybrałam się więc do samego źródła, do Jezusa. Uklękłam i zapytałam: Panie Boże, co w tym roku? Czego mam sobie zabronić? Co odstawić? Myśli bombardowały moją głowę. Chipsy, cukierki… Czułam, że Bóg, który jest niesamowicie twórczy i niepowtarzalny. Rzeczywiście, przygotował mi specjalne zadanie. Nie sądziłam jednak, że okaże się aż tak trudne. Uwielbiaj – usłyszałam. I tak w jednej chwili jasne jak słońce stało się to, że moim zadaniem na Adwent nie jest cukierkowa asceza, ale wywyższanie Boga we WSZYSTKIM. A we wszystkim to znaczy nie tylko w tym, co dobre i piękne, ale także w trudnościach, przykrościach.
Adwentowe postanowienie z początku nie wydało mi się bynajmniej czymś trudnym. Będąc jeszcze w kaplicy adoracji, udało mi się znaleźć wiele rzeczy, w których mogłam uwielbić Jezusa. Kiedy wyszłam na zewnątrz, nic się nie zmieniło. Wydaje mi się, że to była łaska, która zawsze jest dawana, gdy podejmujemy się jakiegoś Bożego zadania. Wciąż widziałam dobro i potrafiłam odnaleźć w sobie pokłady wdzięczności. Błogosławiłam Boga w tym, że mam samochód, pracę, w tym, że chodzę, jestem zdrowa. Wywyższałam Go w każdym człowieku, którego spotkałam na drodze. Muszę przyznać, że na początku było to bardzo przyjemne. Byłam dumna z samej siebie.
Następnego dnia, wciąż pamiętając o adwentowym postanowieniu, zaczęłam dzień od uwielbienia. Cały czas słyszałam z tyłu głowy: Uwielbiaj! Kolejne dni stawały się jednak trochę trudniejsze. Kiedy spotykały mnie przykrości, cały czas brzmiały mi w głowie słowa: Uwielbiaj… Zaciskałam więc zęby i szłam do przodu. Powoli to uwielbienie pomimo wszystko zaczęło mnie coraz bardziej drażnić. Wiele osób działało mi na nerwy. Wiele rzeczy nie było takimi, jakimi być powinno. A w sercu cały czas: Uwielbiaj! W pewnym momentach nie dawałam już rady. Uwielbiać w złośliwych teksach, uwielbiać w krzywych uśmiechach… W niesfornych dzieciach i usterkach mechanicznych. To już nie takie proste jak zachwyt nad Bożą wszechmocą.
W każdym dramacie jest moment nazwany punktem kulminacyjnym. Doświadczyłam takiego małego apogeum. Pewnego dnia spotkała mnie bowiem wielka przykrość, płakałam. Oczekiwałam pocieszenia, wytchnienia, pomocy. Poszłam do Jezusa i co usłyszałam? Oczywiście: Uwielbiaj! Początkowo chciałam – jak mała dziewczynka – obrazić się i wyjść, ale po chwili rzeczywiście zdałam sobie sprawę z tego, że jedyną mądrą rzeczą, którą mogłabym w tym momencie zrobić jest wywyższenie Boga w tej sytuacji. Kiedy wywyższam, to ogłaszam, że ON jest PONAD. Wykrzykuję, że jest Królem wszystkich trudności. Ma nad nimi władzę. I może nimi rozporządzać tak, jak chce. Ma moc je oddalić, ma moc mnie nimi uformować.
Bóg, który zaprasza do konkretnego zadania – uzdalnia. Co więcej, widzi cel. Jest najlepszym formatorem i doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jakich metod potrzebujesz. Czy kiedykolwiek przegadałeś z Nim swoje adwentowe czy wielkopostne plany? Czy był taki moment, w którym to z Nim uzgodniłeś? Niestety, bardzo często jest tak, że totalnie nie liczymy się z Jego zdaniem. Pragniemy otrzymać tylko podpis pod naszą idealną listą zadań. Dajemy Mu ochłapy. Nie zależy nam na poświęceniu DLA Niego, ale na wyrzeczeniu PRZEZ Niego.
Rozpoczął się Adwent. Do czego zaprosił cię Bóg? Za co podziękujesz?

Panie, niech wszystko moje będzie Twoje.
Formuj mnie, bym oczekiwał tylko Ciebie,
nie oczekując niczego innego.
To Ty jesteś moją tęsknotą.
Od dziś pragnę żyć uwielbieniem.
Każdego dnia chcę zachwycać się Tobą.
Uwielbiam Cię w tym, co dobre
I w tym, czego nie rozumiem.
Uwielbiam Cię w tym, co mi dajesz
I w tym, z czym jeszcze czekasz.