ŹRÓDŁO ŻYCIA

Informacja pobrana z chcejezusa – ŹRÓDŁO ŻYCIA

Jan Chrzciciel tak głosił: „idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby schyliwszy się, rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym”. W owym czasie przyszedł Jezus z Nazaretu w Galilei i przyjął od Jana chrzest w Jordanie. W chwili gdy wychodził z wody, ujrzał rozwierające się niebo i Ducha jak gołębicę zstępującego na Niego. A z nieba odezwał się głos: „Ty jesteś moim Synem umiłowanym, w Tobie mam upodobanie”.

(Mk 1, 7-11)

Idzie mocniejszy ode mnie… Nikt nie jest w stanie pokonać tego, kogo prowadzi Duch Boży. Potęga budowana według ludzkich schematów zawsze prowadzi intuicyjnie człowieka ku jakiejś wersji boskości, której autorytet próbuje on naśladować. Nigdy nie jest w stanie jednak dotknąć tajemnicy, zrównać się z nią i unieść ciężaru gatunkowego tego słowa. Moc tego, który przychodzi objawia się w jego… słabości. Tak! Jezus jest źródłem mocy, bo zanurza się w pokorze w mojej i twojej nicości i kruchości naszych dziejów. Ten, który ma oddać za nas życie w geście doskonałego współcierpienia, teraz objawia się nam, jako nasz sługa. To co zastaje nasz wybawiciel, to dosłowne bagno w jakim grzęzną jego stopy. Wchodzi w wody Jordanu, gdzie każdy w chrzcie janowym symbolicznie oddawał swoje grzechy. Każdy z nich to bolesne świadectwo o upadku, o naszym odejścia od miłości, która nas powołała do istnienia. Pozostawiano je tu aby wejść na drogę oświecenia, nawrócenia. W zdumiewający sposób to miejsce gdzie stanął Jezus przemienia się, „odbarwia”. Właśnie tu rozrywa się niebo. Po chwili Jezus słyszy słowa pełne bliskości i ciepła. Ty jesteś moim Synem. Mam upodobanie w Tobie, w twojej gotowości do bycia z nami, w twojej pokorze, uniżeniu i cichości. Chrzest Jezusa odmienił ludzką słabość. Właśnie tu każdy z nas usłyszał, że mój grzech może w cudowny sposób stać się początkiem nowej drogi, nowego życia. Nic tak nie stawia na nogi i nie dodaje chęci do zmiany jak doświadczenie totalnego upadku, klęski i wyzerowania swego stanu posiadania. Czasem nic, które zobaczymy stanowi najlepszy fundament czegoś pięknego co nas czeka. Początkowa strata staje się źródłem prawdziwego bogactwa.

Pięknym zwiastunem przemiany, odbudowy i ożywienia jest Duch Święty, który zstępuje przez rozwarte szeroko niebiosa. Bezmiar łaski Bożej schodzi na ziemię. Chrzest otwiera nam na oścież okno na niebo. Dzieje się to bez fajerwerków, bez pompy i rozgłosu. Tak jak dzieją się cuda. W odróżnieniu od przelotnych zdarzeń, które zapalają nas i zachwycają tylko na chwilę. Trzecia osoba Trójcy Świętej jest podobna do gołębicy w swej czystości, lekkości, delikatności. Ptak rozpościerając skrzydła niemal płynie w powietrzu, zjawia się niemal bezszelestnie. Moc Boża dotyka nas w sposób pełen subtelności, jak muśnięcie dłoni, które ociera z policzka łzę smutku i bólu. Bóg nie chce nas przerazić swoim przyjściem. Nie chce być kojarzony ze spadającymi na nas nagle klęskami, przykrymi wiadomościami.

Łaska z nieba spływa do naszych serc, zlatuje czy nas ciężkich od grzechu unieść ku górze, by dać i nam skrzydła nowej nadziei. W sakramencie chrztu potęgę miłości Boga wyraża równie cichy gest. Kilka kropel wody, jakie spływają po głowie dziecka oraz znak krzyża, kreślony przez kapłana świętym olejem. W tym co zewnętrznie nie jest efektowne, dokonuje się nasze wewnętrzne oczyszczenie. Pod wpływem słów: Ja ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, człowiek przemienia się w umiłowane dziecko Boga. Z ciemności grzechu, z niewoli zła wchodzi z strumień czystego światła miłości. Czy żyjemy jeszcze tą chwilą? Czy wspominamy swój chrzest, jako początek naszej drogi ku niebu? Właśnie tu Bóg nam powiedział że będzie zawsze przy nas jako nasza ostoja, nas obrońca. Należymy odtąd do niego a Bóg nie rzuca słów na wiatr. On strzeże wszystkim, którzy są mu powierzeni.

Problemem codzienności chrześcijan jest nasze zastygnięcie, schematyzm, szara rutyna. Nasza wiara stała się totalnie „odchrzczona”, pozbawiona realnych nawiązań do tego kluczowego momentu, który zmienił całkowicie nasze położenie. Zabetonowaliśmy często wiarę, która powinna być na co dzień tryskającym źródłem, żywą wodą naszych rozmów, czynów i myśli. Wielu z nas zrobiło z relacji z Chrystusem niewielką studnię, z której czerpie dziś bardzo zachowawczo, bez przekonania. Mentalność głazu nie pasuje do dynamiki Ewangelii. Nie możemy się zabunkrować uważając, że w ten sposób coś ocalimy. Nie ma innej drogi do zachowania swego życia, jak je nieustannie tracić. Jezus w chrzcie nad Jordanem udowodnił już tu, że jest gotowy wziąć na siebie mój i twój grzech- nie symbolicznie, lecz realnie. W pięknej homilii, datowanej na II/III wiek n.e., autor ukazał to przedziwne przyjście Boga ku nam. „Ten jest mój Syn umiłowany”, On, głodny, a żywiący tysiące; trudzący się, a dający odpoczynek zmęczonym. Nie ma dla Niego miejsca, gdzie by mógł wesprzeć głowę, a przecież wszystko dzierży w swym ręku; jest mężem boleści, a leczy wszelkie cierpienia. Policzkują Go, On zaś obdarza świat wolnością; przebito Jego bok, a On uzdrawia bok Adama. Lecz proszę was, posłuchajcie uważnie. Chcę bowiem spojrzeć na źródło życia, z którego tryskają wody leczące, i w to źródło się wpatrywać. 

Spójrz i tu na swoje źródło życia. Chrzest niech będzie dla ciebie przypomnieniem, że nigdy nie jesteś sam.

ks. Adam Kiermut