W co mamy wierzyć?

Informacja pobrana z chcejezusa – W co mamy wierzyć?

Apostołowie czekają w ciasnej izbie, na wskrzeszenie w nich nadziei. Pytają: jak mamy wierzyć? Jak przyjąć prawdę o pustym grobie skoro nie widzimy Pana? Nie wiemy co się stało z jego ciałem. Potrzebowali dla siebie także słów pocieszenia, umocnienia. To czego im brakuje teraz to także wspólnota. Jak to? Przecież są wszyscy razem w jednym miejscu? Owszem. Brak wiary sprawia jednak, że nie mogą doświadczyć siły jedności. Trudno to pojąć, lecz dom, który zajmują wypełnia jedenastu samotnych ludzi, oddzielnych, samotnych wysp. Teraz siedząc po ciemku próbują znaleźć coś z piękna tego czasu gdy byli z Nauczycielem. Chcą wskrzesić choć odrobinę tego minionego szczęścia. Jeśli Pan jest jeszcze gdzieś obecny, jeśli gdzieś pozostał, to w dogasającej, jak węgle w ognisku pamięci.  Każdy z nich próbuje indywidualnie dojść do prawdy o tym co się stało, lecz brak żywej obecności Jezusa sprawia, że ich myśli szybko rozpływają się w nicości. Wszystko do czego mogą dojść, kończy się na mroku Wielkiego Piątku. Za bramę, jaką zamknęła śmierć nie są w stanie zajrzeć.

Smutny jest widok ludzi, którzy stracili sens życia, którzy nie wiedzą co mają ze sobą zrobić. Gdy upadają zakłady, gdy jest się zmuszonym, by wyjechać za chlebem, pogrążając się nieraz w nałogach, ciemności rozpaczy, gdy odchodzi po rozwodzie mąż lub żona, gdy umiera ktoś bliski… wtedy dzielimy smutny los samotnego ucznia.

W listopadzie 2019 roku miał miejsce tragiczny w skutkach wybuch i pożar kamienicy w Inowrocławiu, w którym zginęła młoda matka wraz z trójką dzieci. Ojca nie było w chwili wypadku w domu. Obiektyw uchwycił moment gdy stoi on samotnie mając przed sobą 3 trumny, w których złożono cały jego dotychczasowy świat. Najmłodszą córeczkę, trzymiesięczną Lenkę pochowano w jednej trumnie z mamą Moniką. Czy cieszył się w tej chwili z tego że żyje? Trudno powiedzieć. Bo niby dla kogo? Po co? Ksiądz, w obliczu takiej tragedii, miał skierować do zebranych kilka słów homilii. Wyraźnie przejęty widokiem białych trumien, w tym dwóch małych, prosił uczestników mszy żeby nie zapominali o miłości. „Żebyśmy kochali i mówili, że kochamy, bo nie wiadomo, co będzie jutro”.

Miłość… To musi być testament, trwały ponad czasem. Musi być zadaniem, jakie będzie nas zawsze dotyczyło, nawet gdy po ludzku wszystko już utraci sens. Z pewnością uczniowie Pana chcą kochać, chcą z grobu ich mistrza wykrzesać jakieś przesłanie na kolejne dni. Oni też żyją, lecz również nie przestają teraz pytać- po co?

Pojawienie się Jezusa w tym miejscu, w tych grobowcu pełnym smutku, było szokiem. Zdawało się zebranym, że to duch. Uradowali się dopiero po chwili, gdy ich wzrok oswoił się z tym widokiem. Tak to opisał Łukasz. Nie jest proste, by z doświadczenia śmierci przejść do życia. Dlatego zmartwychwstały Pan pokazuje im dla uwiarygodnienia swe ręce i bok. Szczególne świadectwo dają teraz rany, ślad pozostały po przebiciu ciała na wylot. Tak jakby Pan chciał im pozostawić przesłanie. Dziecko! Gdy będzie ci w życiu ciężko, zabraknie światła i zniknął z horyzontu ludzie, spójrz na świat przez moje rany, jak przez otwarte okno. Spójrz przez moją nieskończoną miłość, która straciła wszystko, by cię odnaleźć! Ta miłość poszła za ciebie w ogień, rzuciła się w nicość czy cię z niej wydobyć. Wtedy tak jak w serca uczniów wróci nadzieja. Człowiek staje na nogi, pewny tego, że warto tu być.

Pokój, jaki przychodzi tego ranka do Apostołów pozostaje z nimi, przenika ich codzienność, przepala ich serca i umysły. Żydowskie słowo Szalom, jakim Jezus pozdrowił uczniów a w nich każdego z nas, oznacza wszelką pomyślność, wszelkie dobro i łaskę. To jest wielkie naczynie najwyborniejszego wina, które się nie wyczerpie. To radość dla całego świata, dla każdego stworzenia.

Roman Brandstaetter, polski poeta żydowskiego pochodzenia, pozostawił nam smutny i dojmujący poemat o grobie Jezusa, który jednak nie kończy się na zatoczonym kamieniu. Grób śpiewa o życiu, jakie z niego wyszło. Ma swój happy end pisany światłem:

I tak przez trzy dni dojrzewało we mnie
Zmartwychwstanie Ciała,
które się napełniało
Treścią nieśmiertelności. (…)

(…) A działo się to w porę,
Gdy pobożne niewiasty,
Wróciwszy do swoich domowych zajęć,
Piekły placki na gorącym kamieniu,
A smutni i przerażeni uczniowie
Pochowali się po obcych domach,
Po strychach i piwnicach,
I milczący czekali,
Chociaż nie wiedzieli, na co czekają.

Aż dnia trzeciego, a było już późno
Po szabacie, zaczęłam drżeć
Na całym ciele.
Moje łono wstrząsane konwulsjami porodu
Napełniło się niebiosami i psalmami.
Pękły pieczęcie na moim ciele.
I wyszedł ze mnie, jak z dojrzałego owocu,
Zmartwychwstały i śpiewający
Bóg.

Pasterz powrócił. Nie dał zginąć ukochanym owcom. Przeszedł pierwszy ciemną doliną śmierci, by oświetlić nad drogę na wieczność. Odtąd będzie bezpieczna. Jezu, ufam Tobie! Ufam Twoim ranom! Ufam w pewność Twojej drogi, która może stać się i moją.

ks. Adam Kiermut