Panie, chwała Ci za to, że dasz mi…

Informacja pobrana z chcejezusa – Panie, chwała Ci za to, że dasz mi…

  Ostatnimi czasy bardzo dużo słyszy się o książce „Moc uwielbienia”. Rzeczywiście, jest ona eureką dla wielu, w tym także i dla mnie. Uczy uwielbienia, uczy życia Bogiem. Ale nie zmierzam do tego, by pisać tu recenzję, a jedynie rozpocząć temat… proszenia.
Co ma wspólnego z uwielbieniem i wspomnianą przeze mnie książką? Pozornie nic, ale swoista burza mózgów i podświadoma zabawa w skojarzenia skłania do pewnych refleksji. Chociażby do tego, by przestrzec przed pewną pułapką, w którą sama niejednokrotnie wpadłam.
Kiedy postanowiłam żyć uwielbiając, miałam mnóstwo wiary, nadziei i miłości. Wierzyłam w to, że uda mi się żyć wywyższając Boga we wszystkim. Rzeczywiście, przez pewien czas udawało mi się i przeżywałam w tej dziedzinie więcej sukcesów niż porażek. Zauważałam wiele dobra, którym codziennie obdarowuje mnie mój Bóg. Ale wśród codziennych wędrówek trafiałam też na kamienie – zarówno te mniejsze, jak i większe. Początkowo również i za nie dziękowałam Panu, a kiedy pewne sytuacje zaczęły się nawarstwiać, nie prosiłam o ich rozwiązanie, ale uwielbiałam w nich Jezusa. Przynajmniej w teorii. Po pewnym czasie sama sobie wydałam się podejrzana: Wow, o nic nie proszę? Rzeczywiście, można już było wybierać obrazek na beatyfikację. Ale… Bóg, który kocha mnie do szaleństwa krzyża nie czekał długo, by skompromitować mnie przede mną. Moje uwielbienie było… czystym biznesem. Zamiast proszę, mówiłam po prostu: Panie, chwała Ci za to, że dasz mi… Lub bardziej podstępnie, wyliczyłam zalety Boga myśląc, że w ten sposób Go kupię. Niebywałe jest to, jak dalece może się posunąć ludzka pycha.
Bardzo często popełniamy ten błąd. Podstępnie próbujemy Boga zmanipulować, kupić. Postępujemy z Nim tak, jak z dziadkiem, któremu chcemy opowiedzieć o tym, jak bardzo go kochamy, po to, by dostać pięć złotych na cukierki. To podłe, choć często nieuświadomione. Możesz zadać sobie pytanie, które ja sobie zadaję nieustannie. Po co uwielbiam? Po co wyliczam Boże atuty?
Bóg zasługuje na to, by uwielbiać Go nie za to, co daje, ale za to, że Jest. Jest Dobry. Bóg, który nigdy nie oszukał swojego stworzenia. Szalony z miłości – Ten, który nieustannie pragnie ratować cię z twoich „studni”. Pasterz, który chce trzymać cię za rękę podczas wędrówek po wszelkich „ciemnych dolinach”. Szukajcie wpierw Królestwa Bożego i Jego sprawiedliwości. A wszystko inne będzie wam przydane. Tak, właśnie tak mamy żyć jako ludzie Jezusa. Dokładnie tak mamy poprzestawiać swoje priorytety. Wszystko będzie ci przydane, po prostu oddaj Bogu chwałę. Po prostu zgódź się na to, by to On przeprogramował twoje serce.
Oczywiście nie chodzi o to, by nie prosić, bo Bóg sam powiedział: Proście, a będzie wam dane. Chodzi o to, by prośba nigdy nie była przed uwielbieniem i o to, by uwielbienie nigdy nie stało się zakamuflowaną prośbą. Jesteśmy dziećmi Boga, dlatego jak dzieci powinniśmy Go prosić z wiarą w to, że otrzymamy tylko to, co jest dla nas dobre. Nie dostaniemy skalpela i gdy dorośniemy do nieba, będziemy za to wdzięczni. Nie dostaniemy pistoletu, chińskiego noża ostrego jak brzytwa. Moglibyśmy się przecież tylko pokaleczyć.
Kiedyś wraz z księdzem modliłam się nad pewną osobą. Pamiętam, że bardzo zależało mi na tym, by Bóg przyszedł do niej z wielką mocą i dał jej nowe życie. Na początku wypowiadałam potok słów, ale po pewnym czasie zahamowałam go i wymówiłam jedno proste zdanie: Panie, uczyń to przez wzgląd na naszą miłość – Twoją wielką i moją malutką. To był moment zwrotny. Nie mi oglądać owoce, ale w sercu czuję, że Bóg nie był głuchy na to wołanie. Wierzę, że „ma słabość” do tego zdania. Nie przestaję sądzić, że lubi, kiedy stajemy się przed nim maluczcy. W końcu sam powiedział: Jeśli nie staniecie się jak dzieci… Ilekroć teraz staję przed sytuacją, w której Boga o coś proszę, zwracam się do Niego tym zdaniem. Kiedy podczas kursu o Słowie Bożym modliłam się o uzdrowienie, czułam przynaglenie do tego, by modlić się tymi słowami. Zaczęłam więc prosić: Panie, proszę Cię, abyś uzdrowił tych, którzy tu stoją. Jeśli taka jest Twoja wola, uzdrawiaj. Proszę Cię o to przez wzgląd na naszą miłość – Twoją wielką i moją malutką.
Być może niedawno otrzymałeś dowód osobisty, ale czujesz, że życie pomyliło lata i zamiast osiemnastu masz już sześćdziesiąt. A może wręcz przeciwnie – nie potrafisz dorosnąć i twoje dzieci doganiają cię mentalnością. Dziś jest czas na to, by stać się maluczkim. To moment, w którym możesz zawołać do Boga, stając bez podstępu przed Nim. Zbadaj swoje motywacje. Jeśli widzisz w nich nieczystość, zrzuć swą troskę na Pana, który ma silne „bary” i potrafi udźwignąć dużo więcej niż ty. Pragnij nauczyć się czystego uwielbienia, niepowodowanego chęcią wzbogacenia się. Proś o ten dar. Przez wzgląd na miłość. Jego wielką i twoją, być może jeszcze bardzo małą – jak ziarnko gorczycy. Dziś często w sklepach możemy dostać gorczycę, która w niewielkim stopniu przypomina prawdziwe ziarnko. W rzeczywistości bowiem powinna być ona malutka niczym ziarnko piasku. Jeśli dziś twoja miłość przypomina ziarnko gorczycy, nie zapominaj, że to właśnie z niego wyrasta piękne drzewo, w cieniu którego można znaleźć schronienie.

Panie, tak często próbuję Cię kupić.
Zapominam, że to Ty jesteś wszechmocny,
a ja nie umiem przedłużyć mojego życia nawet o sekundę.
Proszę Cię, abyś dzisiaj nauczył mnie szczerej prośby.
Pragnę zwracać się do Ciebie jak dziecko.
Spójrz na moją małą wiarę, na moją małą miłość.
Niech kiełkują – w Twoje Imię.
Przez wzgląd na naszą miłość – Twoją wielką i moją malutką!
Amen.


Paulina Jurczykowska