ON WIE JAK JEST…

Informacja pobrana z chcejezusa – ON WIE JAK JEST…

Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A był tam pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty. Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić. Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: “Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu”. Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy widząc to szemrali: “Do grzesznika poszedł w gościnę”. Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: “Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie”. Na to Jezus rzekł do niego: “Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło”.(Łk 19, 1-10)

Wszedł… przechodził… rzekł… Chce zatrzymać się… Bóg naprawdę jest blisko nas. Z jego inicjatywy każde nasze oddalenie zostanie skrócone, wręcz zniwelowane. Nasze poruszenie serca, nasza wola mogą sprawić, że niebo będzie na wyciągnięcie ręki.

O wielu ludziach możemy wydać osąd, że się nie zmieniają, że są po prostu źli i co gorsza nie zamierzają nic z tym robić. Inni omijają ich z daleka. Mało kto zadaje sobie trud zrozumienia dlaczego ktoś taki jest. Może to do końca nie jego wybór? Może to inni sprawili, że ktoś traci całkowicie motywację do walki i zmiany siebie. Co gorsza gdy wielu jest takich, którzy odwracają od nas wzrok, komentują nasze zachowanie oraz nas odrzucają, sami nasiąkamy kłamstwem o nas. Stajemy się zakładnikami fałszu, który nas niszczy.

Bohater pięknego filmu „Cyrk motyli” występuje jako gwiazda na pokazie ludzkich niezwykłości. Odsłaniany codziennie przez dyrektora parawan ukazuje widzom rzadko spotykany obraz człowieka, który urodził się bez rąk i bez nóg. Bardzo krzywdzący jest komentarz jakim narrator przedstawia każdego dnia Willa. Aby wzbudzić przerażenia w oczach odwiedzających wystawę wygłasza on następującą mowę: Wybryk natury, człowiek, o ile w ogóle można go tak nazwać, od którego odwrócił się sam Bóg. Przed wami człowiek bez kończyn… Gdy Will ukazał się sporej grupie gapiów mierzył się z wieloma reakcjami na swój wygląd. Ktoś wyraził swój smutek, jakaś kobieta jakby składała ręce do modlitwy. Byli tam i tacy, którzy drwiąco się śmiali i wytykali go palcami. Kaleki człowiek cierpliwie patrzył im w oczy. Był czas przywyknąć. W końcu dzień w dzień to przeżywał i chyba uodpornił się na ten szeroki wachlarz ludzkich emocji. Po chwili wszyscy odeszli. Pozostał tylko jeden tajemniczy mężczyzna w czarnym cylindrze, który podszedł bliżej, przyklęknął obok Willa i patrząc mu w oczy powiedział: jesteś niezwykły. Nic nie ubodło tak Willa jak ta opinia. W nerwach opluł widza. On nie oburzył się lecz w ciszy odszedł. Gdy okazało się, że opluty człowiek jest dyrektorem wielkiego cyrku główny bohater postanawia uciec i przyłączyć się do niego. Gdy znajduje się w obozie cyrkowym dostrzega niesamowicie zdolnych artystów, ich niezwykłe akrobacje i sztuczki. Nagle po raz kolejny pojawił się przy nim człowiek w cylindrze. Przysiadł obok niego i powtórzył mu po raz kolejny te same słowa, jakie słyszał już wiele razy:  Wybryk natury, człowiek, o ile w ogóle można go tak nazwać, od którego odwrócił się sam Bóg… Tym razem Will od razu zareagował i krzyknął: Dlaczego mi to mówisz?! Usłyszał: Bo w to wierzysz.  Od tego momentu wszystko się zmieniło. Ciężko doświadczony przez los mógł znaleźć sensu swego istnienia. Gdy spotkał obok siebie wielu szczęśliwych ludzi, których historia życia była równie tragiczna zrozumiał, że nie musi siebie potępiać za to jaki jest. Ma w sobie ukryte piękno jakie teraz wydobył na zewnątrz. Stał się motylem, który rozwinął skrzydła i wbił się do lotu.

Historia Zacheusza jest bardzo podobna. On również mierzył się codziennie z bardzo krzywdzącymi opiniami na swój temat. O ile Łukasz widzi tylko to że był bardzo bogaty jako zwierzchnik celników, to ludzie jacy szli za Jezusem od razu skomentowali jego wybór- idzie do grzesznika w gościnę. 

Pamiętam z dzieciństwa, że lubiłem się bawić włażąc na drzewa. Gdy siedziałem na wysokich gałęziach mama nieraz krzyczała- zejdź prędko! Zaraz spadniesz. Było oczywiste, że drzewo nie jest do końca bezpiecznym miejscem. Nie da się na nim przebywać na dłużej. Nauczyciel widzi człowieka i jest zatroskany o jego los. Zachęca Zacheusza, by się do niego zbliżył, by niejako przeniknął ze swego oddalenia. Ludzie wokół których przebywał tylko potęgowali w nim poczucie niegodności, odrzucenia i słabości. Chował się przed nimi, by móc zobaczyć Jezusa. W cieniu rozłożystych gałęzi sykomory wydawało mu się że zdejmie z siebie presję, odetnie się od krzywdzących opinii. Jezus do znajduje, zaprasza, naprawdę chce z nim być. Chwyta go zatem za rękę i wyprowadza, by rozmawiać z nim w domu. To jest właściwe miejsce gdzie osadza się nasze poczucie bezpieczeństwa i spokoju. 

Imię Zacheusz wywodzi się pochodzi z hebrajskiego Zakkai, co oznacza „czysty”. Taki jest w oczach Jezusa, nie w swoich. Dziś rozumie, że nie musi się chować, nie musi znikać i się wstydzić. Bóg go odnalazł. Jest zatem nadzieja i dla nas. Szemrania ludu głosiły smutny obraz Zacheusza- on jest grzesznikiem do jakiego Pan wchodzi by z nim ucztować. A jak jest z nami? Czy o sobie myślimy zawsze dobrze? Jak inni nas widzą? Co nas sądzą? Czy ich opinia nam dzisiaj nie ciąży, by nie podcina nam skrzydeł? Czy w obliczu hejtu, oczerniania, nieweryfikowanych opinii chcę spokać się z Jezusem, który jako jedyny zna prawdę o mnie?

ks. Adam Kiermut