NOC JAK DZIEŃ ZAJAŚNIEJE.

Informacja pobrana z chcejezusa – NOC JAK DZIEŃ ZAJAŚNIEJE.

Po wyjściu Judasza z wieczernika Jezus powiedział: ”Syn Człowieczy został teraz uwielbiony, a w Nim został Bóg uwielbiony. Jeżeli Bóg został w Nim uwielbiony, to Bóg uwielbi Go także w sobie samym, i zaraz Go uwielbi. Dzieci, jeszcze krótko – jestem z wami. Będziecie Mnie szukać, ale – jak to Żydom powiedziałem, tak i teraz wam mówię – dokąd Ja idę, wy pójść nie możecie. Daję wam przykazanie nowe, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie. Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali”. 

(J 13, 31-33a. 34-35)

Przed chwilą wspólnotę stołu opuścił jeden z uczniów. Powiem więcej- odszedł ktoś kto był najbliżej Jezusa w przede dniu jego męki. Czy to znaczy że już tu kruszy się koncepcja Kościoła? Czy upada na naszych oczach kolejna piękna idea ludzkich więzi? Czy Ewangelia ponosi fiasko? Jezus daje konkretną odpowiedź- teraz tylko miłość nas ocali. Ona zwycięży! Nawet będąc blisko Pana nie możemy ulegać fikcji, że widmo podziałów i kryzysów nas nie sięgnie. Ten kto kocha, uwalnia serce od paraliżującego lęku. Nie można jednak nigdy opuścić gardy, uśpić się i wycofać. Zapewne wyjście Judasza wprowadziło zamęt w gronie Apostołów. Nie znali wszakże powodów jego zniknięcia. Odszedł w mrok, zniknął nagle. Słowa Jezusa jakie nastąpiły zaraz po tej scenie dają nam jednak nadzieję. Dzieci… To każdy z nas. To słowo ilustruje skalę naszego codziennego zagubienia i ograniczenia. Nie uciekniemy mimo środków i zdolności pewnego poczucia bezradności, które zdziera z nas pewność. Gdy dorosłych mężczyzn Nauczyciel nazywa dziećmi to są dwa wyjścia. Albo chce nam wskazać na naszą małość, jaka nie raz z nas wyjdzie albo też potwierdzić że będzie zawsze przy nas w mocy Ojca. Każde zwątpienie, które powoduje nasze odejście od sensu, od źródła jakiegoś dobra musi być zrównoważone miłością. Noc jak dzień zajaśnieje. Zastanawiające jest to, że Jezus wie dokładnie, że uczniowie przejdą bez paniczne poszukiwania nowej nadziei dla siebie. Będziecie mnie szukać… Ponad fizyczną obecność Pan daje im dar najwyższej próby. Miłość wypełniając człowieka rozwija go, odnawia a co ważne- pozwala mu zawsze wrócić, nawet z tak ciemnego zaułka w jakim znalazł się Judasz. 

O takich pięknych powrotach i to każdego dnia marzył wielki cichy święty- Karol de Foucauld. W swoich listach pisał o tym przedziwnym pragnieniu, by ze zmęczenia i zaangażowania w pracę codzienną przejść do spotkania z Bogiem: „Marzę o czymś bardzo prostym, o czymś zbliżonym do najprostszych gmin chrześcijańskich w pierwszych wiekach Kościoła… Prowadząc życie Nazaretu w pracy i kontemplacji Jezusa… Mała rodzina, mała domowa wspólnota, jak najprostsza, jak najmniejsza…” (…) „Żadnego szczególnego ubioru – jak Jezus w Nazarecie; nie mniej niż osiem godzin pracy dziennie (o ile możności ręcznej) – jak Jezus w Nazarecie; ani rozległych posiadłości, ani okazałych siedzib, ani wielkich wydatków, ani nawet hojnych jałmużn, ale skrajne ubóstwo we wszystkim – jak Jezus w Nazarecie. Jednym słowem we wszystkim twym wzorem – Jezus w Nazarecie.” (…) „Dobro czyni się nie przez to co się mówi ani co się robi, ale tym czym się jest i na miarę tego na ile Jezus w nas żyje.”

Dziś jest nieco ponad 200 osób na całym świecie, które żyją tym światłym marzeniem, pachnącym Ewangelią. Małe wspólnoty- podobnie jak grono Apostołów wychodzi przez pracę do świata, by powracać codziennie, by posilić się cichą na modlitwie. Wielki wizjoner i pustelnik przetarł w samotności szlak, jaki może pomóc ludziom w odnalezieniu pewnej drogi do Boga. Kluczem do sukcesu jest zanurzyć serce w niebie, jakby podpiąć je do właściwego gniazdka. Co dzieje się z nami gdy nie ma nas tam gdzie jesteśmy? Warto sięgnąć po pewną historię jaką przywołał Mariusz Han SJ – jezuita, redaktor Radia 3ZZZ:

Za czasów króla Ludwika XIV miała miejsce seria tajemniczych napadów i mordów. Stwierdzono, że wszystkie ofiary zabijano zawsze tym samym sztyletem. Mimo to długo nie było przełomu w śledztwie. Policja nie mogła wpaść na żaden ślad sprawcy. W końcu, pewnej nocy schwytano mordercę. Był nim… Cardillac – najsłynniejszy jubiler i złotnik Paryża. W czasie sprawy sądowej odsłonił się przed mieszkańcami miasta ciekawy portret psychologiczny winowajcy. Okazało się, że oskarżony nie był zwykłym chciwcem, zachłannym na zyski. Nie był też kryminalnym rutyniarzem, któremu niepojętą radość sprawiało zadawanie innym bólu. Wszystkie swoje obowiązki spełniał sumiennie i gorliwie. Miał tylko jedną słabość: ciężko mu było się rozstać ze swoim skarbem, z towarem jakim handlował. Dlatego – skoro już coś musiał sprzedać – dopadał potem swoją ofiarę w ciemnym zaułku, dźgał sztyletem i odzyskiwał szybko swe utracone złoto.

Może to jest odpowiedź na zdradę Judasza? Po ludzku także ciężko go zrozumieć. Był tak blisko prawdy, był przy Bogu i jego miłość miał na wyciągnięcie ręki. On jednak sięgnął, bo coś zgoła innego. Nie mógł być z Jezusem, bo czuł że mu zagraża. Po kryjomu serce ucznia stawało się sercem nieszczęśliwego niewolnika, który chciał się wyzwolić z zasad, które go krępowały i nie dawały mu siły. Nie chciał być bezradnym dzieckiem. Przy Jezusie on chciał poczuć się niezależnym. Za pomocą pieniędzy, którymi się otaczał uwiązał sobie pętlę na szyi. Nie da się bowiem Jezusa zrozumieć bez osobistej niewystarczalności w jaką on będzie mógł wejść. Zamknięte drzwi na tajemnicę Boga sprawiają, że człowiek próbuje przebić sobie inne przejście. Obyśmy my w życiu nie kombinowali. Oby nasze serce było tam gdzie prowadzi nas Pan…

ks. Adam Kiermut