Nie potrzebują odchodzić…

Informacja pobrana z chcejezusa – Nie potrzebują odchodzić…

Gdy Jezus usłyszał o śmierci Jana
Chrzciciela, oddalił się stamtąd łodzią na pustkowie, osobno. Lecz tłumy
zwiedziały się o tym i z miast poszły za Nim pieszo. Gdy wysiadł, ujrzał wielki
tłum. Zlitował się nad nimi i uzdrowił ich chorych. A gdy nastał wieczór,
przystąpili do Niego uczniowie i rzekli: „Miejsce to jest pustkowiem i
pora już późna. Każ więc rozejść się tłumom: niech idą do wsi i zakupią sobie
żywności”. Lecz Jezus im odpowiedział: „Nie potrzebują odchodzić; wy
dajcie im jeść!” Odpowiedzieli Mu: „Nie mamy tu nic prócz pięciu
chlebów i dwóch ryb”. On rzekł: „Przynieście Mi je tutaj”. Kazał
tłumom usiąść na trawie, następnie wziąwszy pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał
w niebo, odmówił błogosławieństwo i połamawszy chleby, dał je uczniom,
uczniowie zaś tłumom. Jedli wszyscy do syta, a z tego, co pozostało, zebrano
dwanaście pełnych koszy ułomków. Tych zaś, którzy jedli, było około pięciu
tysięcy mężczyzn, nie licząc kobiet i dzieci. (Mt 14, 13-21)

Jezus nie należy do tych, którzy uważają, że ktoś zaopiekuje się człowiekiem
lepiej niż on. Jego słowa są zatem wyrzutem sumienia dla wielu z nas. My w
naszej miłości bywamy bardzo asekuracyjni. Nie lubimy zmian i wyzwań, a już na
pewno poświęceń. Dziś panuje naiwna wiara w to, że państwo i jego instytucje
zaopiekuje się najlepiej tymi, którzy źle się mają. Chorych, niedołężnych,
cierpiących za parę groszy zabiorą od nas domy opieki i szpitale. Fundacje
znajdą cudownie pieniądze na drogie operacje. Policja wyłapie przestępców i
wyeliminuje zło z naszych ulic, bo przecież idą na to niemałe środki z naszych
podatków. Z zachodnich miast znika powoli obraz ludzi starych. Zapewne dlatego,
że wmawia się im silnie, że są ciężarem dla młodych, dla ich przebojowych i
dynamicznych dzieci i wnuków. Nie nadążą nigdy za światem, który winduje coraz wyższą
cenę pozostania w nim. Gdy stajemy przed człowiekiem, który wyciąga dłoń po
pomoc, nasz cenny czas albo radę, my odsyłamy go do innego miasta po chleb, jak
uczniowie. Potem… Może on ci pomoże…. Co ja mogę… Nie znam się… Jak tylko będę
mógł to się odezwę… A ludzie coraz mniej są skłonni do tego by się zatrzymać. Nakręceni
jak pozytywka gonią przed siebie. Nic się nie zmieniło przez 2000 lat, choć
przecież nikt z nas nie stał obok Jezusa wtedy, gdy po ciężkim dniu wielu
prosiło go o pomoc.

Okoliczności nie są łatwe. Zbliża
się noc, a przy uczniach gromadzi się wielki tłum, który cały dzień szukał
Mistrza. Jezus także wiele godzin wędrował, uzdrawiał, był blisko nich. Tłumy
go zapewne mocno zmęczyły. Uczniowie lekko speszeni całą sytuacją chcą szybko pozbyć
się problemu. Sugerują Jezusowi, by kazał odejść wszystkim i zaopatrzyć się w
posiłek w pobliskich miejscowościach. Reakcja ich Mistrza zdumiewa. My ich
wykarmimy! Nie muszą odchodzić. Okej… Ale jak uczniowie mają wykarmić
wielotysięczny tłum, gdy tego co przynieśli było tak mało, że sami by się
posilili?

Jest to wielka próba wiary. Trudna
lekcja miłości. Jezus nigdy nie uczynił cudu po zmroku. Nikt nie znał go z
takiej strony. Nigdy bezpośrednio nie zlecił też uczniom tak trudnej misji. Dzień
się kończy więc Apostołowie muszą bardzo szybko podjąć decyzję. Nie uciekną,
nie zwalą roboty na kogoś. Jezus poprosił właśnie ich. Tego posiłku nie da się
kupić. Nie da się go wytworzyć i pozyskać tylko ludzkimi siłami. To znacznie
przekracza nasze możliwości. Gdy uczeń bliski jest kapitulacji, Mistrz bierze
sprawy w swoje ręce. On otwiera swą rękę i karmi do syta wszystko, co żyje (Ps
145). To co mają, zasłoniło im skutecznie to co z nim zawsze mogą mieć. Po
ludzku zawsze będzie nam mało, niewystarczająco, skąpo. Jezus zaprasza nas
zatem do bardzo ważnego kroku. We wszystkim co się dzieje, patrz na mnie! Przynieś
dziś do mnie też wszystko czego ci mało. Przyjdź do mnie, tak jak teraz, gdy masz
niewiele, gdy musisz stanąć wobec wielu spraw. Czy Bóg nie jest w stanie
ogarnąć tego, że masz na już zrobić nawet kilka rzeczy? Czy dla niego to
problem, że idziesz teraz sam przeciw wielu? Pokarmem nie z tego świata jest
jego obecność, która otworzy cię na nieprzebrane możliwości.

Bóg cię nie zostawi, choć ma się
ku wieczorowi, choć ludzie już w ciebie nie wierzą i nie dadzą ci drugiej szansy.
To ciebie mogą odprawiać z kwitkiem, kazać szukać po świecie siły, rozwiązań i
nadziei. Pan zawsze będzie po twojej stronie. Zawsze ma sposób na to, by z
marnych darów jakie przynosimy, uczynić coś wielkiego.

Ten chleb, rozmnożony pod
wieczór, przypomina przedziwny dar obudzonych w nadziei uczniów z Emaus. Oni
wieczorem poznali Pana po tym chlebie, który był inny, niż wszystko inne co
mogli spożyć. On został z nimi właśnie dlatego, że miało się ku wieczorowi. Nie
chciał zostawić ich samych w smutku i rozczarowaniu. Pokarm, jaki Bóg ma dla
nas to chleb miłości. Ona nie patrzy na zegarek, nie kalkuluje, nie pyta o
nazwisko i godność gdy serce jest głodne.

Każdy bez wyjątku może odnaleźć się z tym wieczornym zmęczonym tłumie. Każdy z nas może doświadczyć też bezradności ucznia, wobec wyznań codzienności. Przy Jezusie możemy spotkać się razem, spojrzeć na dłonie, które nigdy nie są puste. W nich zawsze znajduje się sycąca nas wszystkich odpowiedź.

ks. Adam Kiermut