Na początku…

Informacja pobrana z chcejezusa – Na początku…

Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła. Pojawił się człowiek posłany przez Boga – Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego. Nie był on światłością, lecz /posłanym/, aby zaświadczyć o światłości. Była światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi. Na świecie było /Słowo/, a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał. Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli. Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego – którzy ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili. A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas. I oglądaliśmy Jego chwałę, chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca, pełen łaski i prawdy. Jan daje o Nim świadectwo i głośno woła w słowach: Ten był, o którym powiedziałem: Ten, który po mnie idzie, przewyższył mnie godnością, gdyż był wcześniej ode mnie. Z Jego pełności wszyscyśmy otrzymali – łaskę po łasce. Podczas gdy Prawo zostało nadane przez Mojżesza, łaska i prawda przyszły przez Jezusa Chrystusa. Boga nikt nigdy nie widział, Ten Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, /o Nim/ pouczył. (J 1,1-18)

Trudno nam czasem pojąć dlaczego nasze życie dziś wygląda tak a nie inaczej. Borykając się z licznymi przeciwnościami losu, pragniemy odkryć ich źródło, ich pochodzenie. Czy mogłem inaczej? Czy tak musiało być? Kim byłbym dzisiaj gdyby „x lat temu”… Jesteśmy rozpięci we wszystkim między początkiem a końcem. Gdybyśmy przyjęli tylko taki punkt widzenia, nasze życie byłoby pozbawione nadziei. Św. Jan który pozostawił nam słowa dzisiejszej Ewangelii przeżył podobnie jak ty taki trudny moment. Widział dramat krzyża. Płakał zapewne patrząc na to jak umiera jego ukochany nauczyciel. Gdy wielu w tej chwili odeszło, on pozostał do końca. Jan wie, że w wielu momentach ty również odchodzisz myśląc sobie- to koniec, nic tu po mnie, nie poradzę sobie, to nie ma sensu. Gdy siedzisz głową w smutnym końcu, który ma w twojej codzienności wiele odcieni to posłuchaj Jana! On wytrwał do końca. Stał wiernie w miejscu przy swoim Panu i może zaświadczyć, że w takich chwilach trzeba wrócić do początku. Patrząc na koniec dojrzymy tylko czarne dziury pod nami. Jan, jako jedyny z uczniów Jezusa, dożył sędziwego wieku. Od chwili swego powołania, jako jeszcze młody chłopak, miał wzrok utkwiony w swoim nauczycielu, który swoim życiem przynosił mu nieustannie początek. Tę prawdę odkrył w pełni na Golgocie. Właśnie tam gdzie nikt chyba by jej nie szukał. POCZĄTEK. To słowo Apostoł uczynił drzwiami, przez które chce nas wpuścić do tajemnicy swego mistrza. Bóg jest dla nas początkiem dlatego, że sam się nigdy nie zaczął. On jest. To co otrzymuje istnienie z jego rąk przybiera postać w czasie, jakiego Bóg nie zna. Każdy z nas mając początek liczy się z tym, że niczego nie utrzymamy przy sobie wiecznie. Skończy się młodość, szkoła, praca. Skończy się film jaki oglądasz, kawa którą pijesz. Skończy się i nasze życie. Tylko Bóg ma patent na trwanie i niezmienność. Dlatego przychodzi do nas, jako niegasnąca nadzieja. Tak właśnie Stwórca chce do nas przyjść, bo wszystko czym się otaczamy jest słabe, nietrwałe. Zanim ucieszysz się początkiem widzisz koniec, bo czas leci szybko. To może słowo? O nim też jest mowa w Ewangelii. Z naszych ust wychodzi w ułamkach sekund. Trwa o tyle o ile zachowa je nasza pamięć. W przeciwnym razie ginie równie szybko co się pojawia. To może światło? To kolejne hasło z janowej opowieści. Tu też nie ma pewności. Zapałka, świeca, pochodnia… minuty, może godziny i koniec. Żarówki też się przepalą. Nawet słońce kiedyś zgaśnie i zniknie. Każde ziemskie światło jakie znamy, zostanie z czasem wchłonięte przez ciemność. Co zatem nam daje pojawienie się Boga pośród nas? On przynosi mam swoją miarę wszystkiego. Syn Boży jest początkiem, słowem, światłem, które nie znika z horyzontu. Bóg przyobleka wszystko w siebie- w nieśmiertelność. Także ciało, jakie przyjmuje jest włączone w tę przedziwną przemianę. Przez nią człowiek, który na skutek grzechu zatraca swą godność, może być nazwany dzieckiem Bożym. To ciało, jakie przybrał Jezus choć czuło ból, głód i zimno, które obumarło, przełamując wszelkie prawa nauki zachowuje życie w sobie. Oto umarli zmartwychwstają! W Bogu możemy też, jako dzieci, dorośli a nawet poczciwi staruszkowie narodzić się na nowo. Początek- nie koniec staje się dla nas odtąd właściwym puntem odniesienia. Dzięki Miłości z nieba, która jest wolna od ludzkich uwarunkowań, możemy żyć tajemnicą Boga, który jest, który w swoim słowie nie przestaje się wypowiadać i nie gaśnie dla tych, którzy na niego spoglądają. Czy może być dla nas większa radość niż ta, która przełamuje w nas nawet lęk przed śmiercią? Ci, którzy narodzili się z Boga i przyjmują go do swej niepewnej i zmiennej codzienności nie żyją już w oparach paraliżującego lęku, straty, obawy przed czymś. Nie żyją końcem, bo go nie ma.

ks. Adam Kiermut