Jak czekać na tego, który JEST?

Informacja pobrana z chcejezusa – Jak czekać na tego, który JEST?

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Uważajcie, czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy czas ten nadejdzie. Bo rzecz ma się podobnie jak z człowiekiem, który udał się w podróż. Zostawił swój dom, powierzył swoim sługom staranie o wszystko, każdemu wyznaczył zajęcie, a odźwiernemu przykazał, żeby czuwał. Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem. By niespodzianie przyszedłszy, nie zastał was śpiących. Lecz co wam mówię, do wszystkich mówię: Czuwajcie!”.

(Mk 13, 33-37) 

Młoda studentka czeka na stacji. Co chwilę spogląda na zegarek. Mija godzina. Dziewczyna wsiada do pociągu do swego rodzinnego miasta. W innym miejscu starszy Pan staje w kolejce aby zapłacić za rzeczy, które ma w sklepowym koszyku. Rodzice oczekują na swoje pierwsze dziecko, które ma przyjść na świat już za kilka dni. Żona wygląda po 16tej za oknem samochodu męża, który codziennie wraca o stałej porze z pracy. Każdy na coś czeka. Każdy liczy na to, że w końcu się stanie to co ma się stać… Rzeczy dzieją się, jednak musimy doczekać właściwego dla nich momentu. Wielu spraw po prostu nie przyśpieszymy. Bez względu na to czy znamy godzinę, mamy zapisaną datę kiedy ma się coś wydarzyć, dojrzewamy jakby do tej chwili by coś uchwycić, od banalnej rzeczy po to co najważniejsze. Czekamy… Trwamy, jakby opakowani w czas, by wejść w pewnym momencie w jakąś radość, by spotkać się, zobaczyć, dotknąć, doświadczyć. Ostatecznie przecież studentka dojechała do domu, emeryt dostał świeże bułki i mleko, rodzice wzięli na ręce swego syna, a żona doczekała się męża, który wrócił po pracy.

Słudzy z przypowieści także czekają, trwają „opakowani” w czas. Ich pan wyrusza w podróż. Można założyć, że nie było to zatem wyjście na chwile. On znika nawet na wiele miesięcy z domu, który pozostawia w opiece. Adwent ofiarowuje nam niesamowite doświadczenie. Jakiś czas przez Bożym Narodzeniem, Bóg wychodzi, znika nam z oczu. Nie zostajemy jednak z niczym. Powierza nam to co zbudował, co stworzył swoją miłością. Co przykazał tym, którzy zostali? Na pewno nie pozwolił im siedzieć w miejscu. Dał każdemu konkretne zadania i zajęcie, odźwiernemu zaś powierzył troskę o pilnowanie wejścia. Mówi się, że Kościół przeżywa kryzys, że  utracił swoją wiarygodność. Nie brak także głosów, że jest to już jego całkowity upadek. Spokojnie. To, że Pan wyszedł z domu nie znaczy, że do niego nie wróci. On kocha i szanuje to co jest jego własnością. Dziś może szczególnie potrzebujemy tego by pozostać sami, w domu. Świadomość tego, że potrzebujemy Boga jest nam niezbędna, by wiara nie przerodziła się w rutynę. Czuwanie bowiem zawsze prowokuje do pytań- jak jest bez Pana? Co się zmienia gdy go nie widzę? 

Wielkim wyzwaniem jest to, by nie spanikować, by za wcześnie nie odrzucić nieobecności Boga jako daru. Istnieje wielka pokusa, by w obliczu oddalenia Boga, przesądzić ludzkimi argumentami o jego śmierci, by zdać się tylko na nasze umiejętności. W obliczu cierpienia, trudności i kryzysów najłatwiej powiedzieć, że Go nie ma, bo nie interweniuje, nie ratuje i nie zmienia niczego. Pan zostawiając nas w domu. Mówi nam- róbcie swoje aż wrócę, a w tym spełnicie moją wolę. Czuwać to nie kombinować, nie nastawiać się na niemożliwe i nadto nie filozofować, nie przesądzać za wcześnie o czymkolwiek. Robota wyznaczona. Tu musimy być, tu możemy się wykazać. Kto wie czy tym wyznaczonym zadaniem dla mnie i dla ciebie nie jest twórcze i pobudzające przeżycie tej nieobecności Pana. Zamknięcie się w domu, będzie w rezultacie jak zakopanie talentu. Bezpieczna bezczynność pogrąży nas z duchowym letargu. Św. Marek wspomina o śnie w swej Ewangelii tylko dwa razy- pierwszy właśnie tu gdy mówi o oczekiwaniu na Pana przez służących. Drugi raz sen pojawia się w Ogrójcu. Uczniowie pogrążyli się w nim, nie doczekawszy powrotu Jezusa, który wyszedł by się modlić. Senność ducha wynika z przekonania, że zostajemy sami dla siebie. Kryzys obecności, stałej łączności z Bogiem sprawia, że marniejemy i obracamy się w proch. Brak czuwania odbiera nam oddech. Tracimy pewność, zapominamy o tym z czym pozostawił nas gospodarz domu. 

Adwent zabiera nam Boga, ukrywa go w mroku. Po co? Choćby to byś nie sądził, że sam udźwigniesz życie i wiarę. Nietypowe napięcie, lęk przed tym, że nie wiemy na jak długo i dokąd poszedł, może przyprowadzić nas ostatecznie do niego.

Adwent każdego z nas owija w czas, oplata oczekiwaniem. Tak jest, bo każdy z nas przecież na coś czeka. Czy umiem jednak czekać na Obecnego? Tak! To nie głupie pytanie. Czy miłość do niego sprawi, że odnajdę w sobie ślady jego słowa, moc jego łaski, jego życie we mnie? Co mnie przeprowadzi przez ten czas?  Czy nie zasnę przed kolejnym serialem na Netlixie, wertowaniem Facebooka, w pogoni za zakupami?  Czy moje serce nie zapomni o Panu? Czy Jego dom nie zarośnie, nie zubożeje przez moją nieobecność?

ks. Adam Kiermut