Ciałem i duszą…

Informacja pobrana z chcejezusa – Ciałem i duszą…

Uczniowie opowiadali, co ich spotkało w drodze, i jak poznali Jezusa przy łamaniu chleba. A gdy rozmawiali o tym, On sam stanął pośród nich i rzekł do nich: „Pokój wam”. Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Lecz On rzekł do nich: „Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie się Mnie i przekonajcie: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam”. Przy tych słowach pokazał im swoje ręce i nogi. Lecz gdy oni z radości jeszcze nie wierzyli i pełni byli zdumienia, rzekł do nich: „Macie tu coś do jedzenia?” Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby. Wziął i jadł wobec nich. Potem rzekł do nich: „To właśnie znaczyły słowa, które mówiłem do was, gdy byłem jeszcze z wami: Musi się wypełnić wszystko, co napisane jest o Mnie w Prawie Mojżesza, u Proroków i w Psalmach”. Wtedy oświecił ich umysł, aby rozumieli Pisma. I rzekł do nich: „Tak jest napisane: Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie; w imię Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jerozolimy. Wy jesteście świadkami tego”. (Łk 24, 35-48) 

Zdawało się im, że widzą ducha… Strach wzbudziło w nich to, że jest z nimi ktoś spoza ich wyobrażeń, spoza tego świata. Byli już kiedyś w podobnej sytuacji. Znajdowali się wówczas w środku nocy na jeziorze. Gdy zobaczyli, że ktoś zmierza po wodzie ku nim, zareagowali jak małe dzieci wpadając w panikę. Wszystkie okoliczności tego opisu wskazują na stan ich duszy. Noc to brak światła, wody to głębia, wobec której człowiek pozostaje bezradny. Bóg przyszedł już wtedy przez to co dla nich zdawało się niemożliwe i w sposób, który dla ludzi jest nie do pojęcia ze względu na siły, jakie działają na ludzkie ciało. Ktoś szedł w ich stronę po wodzie! Zjawia się nagle.

Teraz uczniowie są również w łodzi w środku nocy. Ona spowiła jednak nie niebo, ale ich serca i umysły. Są sami na wielkiej głębi swego losu, bez światła, bez sensu, bez myśli przewodniej. Uczniowie, jacy wrócili spod Emmaus, przynieśli im dopiero wieść o tym, że oni widzieli światło. Nie mogli się jednak nim podzielić z pozostałymi, tak by ich przekonać, by ich nasycić i odnowić.

Nagle ten, który zniknął uczniom z oczu, chwilę po tym jak wspólnie spożyli posiłek w drodze, teraz przyszedł z nimi w jakiś cudowny sposób. Zjawia się pośród ludzi, którzy bardzo na niego czekali. Gdy rozpoczyna się tylko żywa dyskusja o tym co się stało, Jezus sam rozjaśnia im wszelkie wątpliwości. Na pierwszy rzut oka wysuwa się palący konflikt między duszą a ciałem, którego uczniowie nie potrafią rozstrzygnąć. Jak wyjaśnić to, że Pan jest z nimi? Jak przepuścić tę obecność przez to wszystko co się stało? Przecież śmierć stanowi dla nas granicę naszej świadomości. Jak człowiek miałby wrócić po niej do życia?

Czasem zdarza się nam być świadkiem czegoś ważnego, unikalnego i nietypowego. Chwila, w której stajemy oko w oko z tajemnicą, z oszałamiającym pięknem czyni nas współwłaścicielami prawdy o tym co się wydarzyło. Jak jednak opowiedzieć innym o tym co się widziało? Dziś zrobiliśmy pewnie zdjęcie, nagralibyśmy film, lub zarejestrowali dźwięk. Jak jednak można było zachować cudowność spotkania z Jezusem w tego czasach? Jak uczniowie mogli przekazać innym wiarygodną relację? Szybko zorientowali się, że to stało się ich udziałem wymyka się dalece poza możliwości naszych zmysłów. Nie ma słów, które opisały jak wspaniały był Jezus którego spotkali. Gdy na coś się czeka, gdy mocno się czegoś pragnie, to nie ma możliwości by przelać na papier to co mówi wówczas serce. Jak opowiedzieć komuś o pierwszym pocałunku? Jak zilustrować uczucie gdy o ułamki sekund uniknęliśmy wypadku? Jak w końcu przekazać komuś żal gdy ktoś bezpowrotnie znika nam z oczu? W takich chwilach zawsze będziemy nieprecyzyjni, zawsze spłycimy to co zrosło się istotowo z nami. Jezus tamtej chwili był cudowny, niezamykalny w żadnej formule. On wypalił swój wizerunek na ich świadomości. To wiedzieli teraz na pewno. Wiedzieli również, że jedynym celem odtąd staje się dla nich życie mocą tego spotkania. Poczuli się współodpowiedzialni za prawdę, która nie może umrzeć wraz z nimi. Musi wyjść do świata, musi przemówić przez ich usta.

Uczniowie przestali się bać, choć przecież zmartwychwstanie wcale nie oddaliło śmierci. Jezus, który żyje jest odpowiedzią na śmierć, której Bóg nie chciał, a która przez grzech stała się naszym niechlubnym udziałem. Gdyby nie Jego miłość byłoby inaczej. Śmierć byłaby upadkiem w nicość. W nim stała się łagodnym przejściem. Jak pisał ks. Jan Sochoń, Bóg przeprowadził całe nasze człowieczeństwo przez „moment śmierci”. On pokazał, że miłuje w nas nie tylko nieśmiertelną duszę, lecz także nasze ciało. Skoro sam Bóg przyszedł do uczniów dotykalny, to dlatego, by utwierdzić nas w przekonaniu, że on nie da nikomu i niczemu zginąć. Zatroszczył się o to co marne, wątłe i nietrwale. Zmartwychwstanie oświeciło naszą kruchość blaskiem nieśmiertelności. Bóg chce do wieczności ze sobą zabrać wszystko- duszę i ciało. Możemy przejść przez śmierć tak jak On- nie naruszając nawet grobowych płócien. Zmartwychwstanie to zaproszenie do Życia, a my nie umiemy go sobie wyobrazić bez ciała. Odkupienie nas słabych sprawia, że możemy zdjąć z naszych ciał piętno cierpienia, starości, ran i krępującej zmysłowości. Tylko przyjmując tak haniebną, wyniszczającą cieleśnie śmierć Jezusa, możemy w chwili śmierci zyskać pewność, że każdy z nas został przez Boga pokochany do końca. Znika z uczniów naglący nas ciężar przemijalności. Miłość, jaka przyszła do nich, otworzyła wszystkie bramy ich lęku. W tej chwili przeszli najgłębiej sens nawrócenia. Oni cali zwrócili się ku życiu, jakie przyjęli w Jezusie. Naszą misją jest dzisiaj głosić, że groby nadal się otwierają, nasz lęk o jutro znajduje wciąż ukojenie w jego obecności. Wciąż nie znikają z naszej codzienności samotne i czarne noce, głębie i niepewności i chwili gdy nie wiemy dokąd pójść. Bóg pozostał z nami- duszą i ciałem. Jedno i drugie mówi jednocześnie mocno o tym, że jego miłość nie znika z horyzontu.  Nie znikaj Panie! Wciąż nam cię potrzeba! 

Ks. Adam Kiermut