W GÓRĘ

Informacja pobrana z chcejezusa – W GÓRĘ

Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba oraz brata jego, Jana, i zaprowadził ich na górę wysoką, osobno. Tam przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło. A oto ukazali się im Mojżesz i Eliasz, rozmawiający z Nim. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: “Panie, dobrze, że tu jesteśmy; jeśli chcesz, postawię tu trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza”. Gdy on jeszcze mówił, oto obłok świetlany osłonił ich, a z obłoku odezwał się głos: “To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie!” Uczniowie, słysząc to, upadli na twarz i bardzo się zlękli. A Jezus zbliżył się do nich, dotknął ich i rzekł: “Wstańcie, nie lękajcie się!» Gdy podnieśli oczy, nikogo nie widzieli, tylko samego Jezusa. A gdy schodzili z góry, Jezus przykazał im, mówiąc: «Nie opowiadajcie nikomu o tym widzeniu, aż Syn Człowieczy zmartwychwstanie”.(Mt 17, 1-9)

Wziął ich… zaprowadził… przemienił się. To pewien skrócony scenariusz wydarzenia, jakie swej cudowności dotyka jednak i każdego dnia naszego życia. Ile takich sytuacji z naszej codzienności nas ruszyło, kazało pójść w coś nowego by nas ostatecznie przemienić? Niedawno ukazał się na ekranach polskich kin film poświęcony św. Józefowi pt „Opiekun”. Główni bohaterzy to młode małżeństwo, które nie wytrzymuje psychicznie presji związanej z kredytem, problemami finansowymi i osobistymi dylematami. Ona- zdolna skrzypaczka z małego ośrodka, ponoć z wielkimi szansami na światową karierę. On dziennikarz lokalnego radia bez większych perspektyw na szybki rozwój. Po wielu kłótniach i życiu w nieustannej presji pada decyzja o rozwodzie… Największa ofiarą tego zdarzenia staje się ich kilkuletni syn. 

To historia, która niestety nie jest rzadka w wielu domach. Dziś nie ma już w zasadzie człowieka, którego członek rodziny bądź bliski znajomy nie przeszedłby przez sądową procedurę rozwodową. A przecież to zaledwie jeden z wymiarów naszej zawiłej codzienności, który niesamowicie psuje nasze życie tak psychicznie jak i duchowo. Puentą filmu jest właśnie bardzo bolesna i zacięta walka duchowa jaka rozgrywa się w sercu młodego ojca. Ostatecznie historia kończy się happy endem. Dlaczego? Bo główny bohater zamiast grzebać się w dole pośród żalu, nerwów i pretensji do siebie i innych poszedł w górę. Nie ugrzązł na mieliźnie. Ten kierunek jest tutaj kluczowy. Jezus ciągnie nas zawsze w górę, bo to my mamy tendencję by upadać, by wręcz leżeć w bezradności, bylejakości i marazmie. 

Niedawno moja znajoma opowiedziała mi o pięknym przeżyciu jakiego doświadczyła w kontakcie z osobą niewierzącą. Jakiś czas temu podjęła trudną decyzję, że będzie posługiwać jako wolontariuszka w białostockim Domu Opieki Społecznej i jako kosmetyczka będzie leczyć zaniedbane często stopy podopiecznych, często starszych i niepełnosprawnych. Starszy człowiek nie wiedząc nic o wolontariuszce zdawał się coraz prowokować ją różnymi pytaniami o cierpienie, o sens życia. Chciał zapewne wybadać z kim ma do czynienia. Ona jednak nie reagowała, była skupiona na swojej posłudze. Kolejne z pytań jednak otworzyło między nimi dyskusję. Dlaczego ja choć się staram to nie wychodzi mi zrobienie czegoś dobrego? Mówił to prawdziwie przejęty. Przyglądając się młodej kobiecie, która sama przyszła i to dwukrotnie by dosłownie pochylić się nad jego stopami, starszy człowiek zaczął zapewne walczyć w swoim wnętrzu z myślami jak silne musi być dobro, które do niego przyszło.

 Skąd zatem pochodzi?

 Jak go odnalazło choć przecież uważa się za kogoś kto nie wierzy? 

Jezus zdumiewa tym jak potrafi wypowiedzieć się przez nasze czyny. Jak silnie przemawia do świata dobro, które jest bezinteresowne, które nie jest skażone pychą i komercją. Jezus pokazuje nam równie zdumiewającą drogę. Góra Tabor miała wynieść uczniów poza korowód trudnych myśli o męce ich Mistrza, którą już zapowiedział. Nie mogli go zobaczyć i zrozumieć gdyż zbyt mocno skupili się na swoim lęku i kalkulacjach, co będzie z nimi. Z dołu i tego przytłoczenia zostali wyciągnięci, by pójść nieco wyżej. W wysokości zobaczyli kilka rzeczy. Po pierwsze jak można będąc z Jezus uwolnić się od siebie. Po drugie jak bardzo trzeba patrzeć na niego i nie tracić go nigdy z oczu. I jeszcze jedno. Z góry można zobaczyć również i to jak wysokie są szczyty naszego egoizmu i pychy. 

Może brakuje nam tej perspektywy, by odpowiedzieć sobie na pytanie dlaczego i my choć chcemy nie mamy chęci i siły, by zrobić w swoim życiu coś dobrego…

ks. Adam Kiermut