Moje ,,sakrowpadki”

Informacja pobrana z chcejezusa – Moje ,,sakrowpadki”

Pan Bóg jest wspaniały i ma poczucie humoru. Dobrze wiedział jak ze mną postępować, kiedy brakowało mi dystansu do siebie, kiedy budowałam na sobie, na swoich siłach, kiedy tak bardzo zależało mi, aby dobrze wypaść w oczach innych ludzi. Przez te kilka lat formacji doszło do tego, że potrafię śmiać się z sytuacji, w których wychodzi na jaw moja słabość i niemoc, i uważam, że takie wpadki są mi bardzo potrzebne. One uczą mnie patrzenia z miłością na drugiego człowieka, który popełnia błędy. To przez nie Jezus mówi do mnie: Kochana moja Monisiu, nie licz na siebie, na swoje siły, ale zawsze oddawaj to wszystko Mnie. Ja cię poprowadzę. I to jest piękne! Nie muszę się zbytnio martwić. Jeżeli Bóg będzie chciał, żebym się pomyliła, to się pomylę… Może komuś to będzie potrzebne…?

Podczas ostatnich Świąt Wielkanocnych dwa razy śpiewałam psalm – w Wielki Piątek i w Wielką Sobotę. Wyszło chyba dobrze. W Wigilię Paschalną miałam do odśpiewania chyba 6 czy 8 psalm, więc stresowałam się, czy nie zapomnę swojej melodii. Pamiętałam ją do momentu, kiedy przyszła moja kolej. Kiedy stałam w prezbiterium i czekałam, aż koleżanka skończy czytanie, byłam przerażona, bo nie mogłam sobie przypomnieć melodii. Na szczęście  w odpowiednim czasie coś zaskoczyło i poszło dobrze. Dużo osób mnie chwaliło, że tak pięknie zaśpiewałam. Było mi bardzo miło. W Poniedziałek Wielkanocny również dostałam do odśpiewania psalm. Niestety nie miałam możliwości ustalenia melodii z organistką. Pomyślałam, że dam radę. Muszę tylko skupić się na swojej melodii. Liczyłam na to, że organistka nie zagra żadnej przygrywki. Kiedy podchodziłam do ambonki, jeszcze pamiętałam melodię, ale nagle organistka zaczęła przygrywkę zupełnie inną i jakąś taką długą, że z głowy wyleciały mi wszystkie znane mi psalmowe melodie. Stałam przy ambonce i nie wiedziałam jak mam śpiewać. Msza Święta koncelebrowana, cały kościół ludzi, w pierwszych ławkach osoby z chóru… i ja przy ambonie z pustą głową. Nie miałam czasu na przypominanie, więc zaczęłam coś tworzyć. Nie było to podobne do niczego. Organistka przestała grać. Ludzie też zaskoczeni, nie wiedzieli jak śpiewać. A ja w duchu modliłam się tylko, żeby melodia pierwszego refrenu była choć trochę podobna do kolejnego. Z jednej strony było mi wstyd, bo wiedziałam, że liczono na to, że zaśpiewam tak ładnie, jak podczas Triduum… A z drugiej strony śmiałam się sama z siebie. Potem dziękowałam Bogu za to doświadczenie, bo może bez niego popadłabym w pychę.

Chyba 3 lata temu, podczas Uroczystości Zesłania Ducha Świętego, miałam przeczytać pierwsze czytanie. Oczywiście przygotowałam się wcześniej, a po mnie do lekcjonarza podeszła osoba czytająca drugie czytanie. Podczas Mszy, kiedy podeszłam do ambonki, nie wiem co mi strzeliło do głowy, ale pomyślałam, że ta osoba pewnie nie przewróciła strony na moje czytanie i zaczęłam wertować kartki wstecz. Skutkiem było to, że zaczęłam czytać czytanie z Wigilii Zesłania Ducha Świętego. Oczywiście zorientowałam się w trakcie i myślałam co mam zrobić – przerwać i zacząć czytać właściwe, zostawić tak jak jest i liczyć, że nikt nie zauważy pomyłki, czy skończyć to czytanie i przeczytać jeszcze to właściwe… Kiedy skończyłam nie odeszłam od razu od ambonki, tylko odwróciłam głowę do kapłana siedzącego po drugiej stronie prezbiterium i dyskretnie pytałam, czy mam przeczytać właściwe. Pokręcił przecząco głową, więc wróciłam na miejsce. Może gdybym od razu odeszła od ambonki większość ludzi by się nie zorientowała, że coś jest nie tak… ale to moje pytające spoglądanie na księdza musiało wyglądać dziwnie.

Nie wspominam już tutaj o pomyłkach w czytaniu, albo o trudnościach w wypowiedzeniu jakichś słów, bo było tego dużo. Muszę przyznać, że czasami nawet lubię takie wpadki 😉 Mogę wtedy powtórzyć za Sarą: Powód do śmiechu dał mi Bóg. Każdy, kto się o tym dowie, śmiać się będzie z mej przyczyny (Rdz 21, 6).

 

Monika Trykacz