2015 – DZIEŃ PIERWSZY

Informacja z: rozanostocka.pl – 2015 – DZIEŃ PIERWSZY

Pokój Wam!

Pozwólcie, że na początku się Wam przedstawię, tak byśmy nie byli dla siebie zupełnie obcy. Nazywam się Łukasz Kisielewski i od 28 maja 2010 roku jestem księdzem katolickim (Boże, to naprawdę już pięć lat!). Obecnie, od trzech lat posługuję w parafii pw. Zwiastowania NMP w Dobrzyniewie Kościelnym. Jak we wrześniu będziecie szli z pielgrzymką do Krypna to wpadnijcie do mnie na kawę. Na co dzień katechizuję w miejscowym gimnazjum (pozdrawiam moich Uczniów!), oraz tak jak potrafię głoszę Słowo Boże, spowiadam, odprawiam Mszę Świętą i sprawuję inne sakramenty. Tak więc jestem takim normalnym księdzem z podmiejskiej parafii. Dla rozrywki od dwóch lat trochę się dokształcam na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie w zakresie homiletyki. Tak, żebym był bardziej zrozumiały. Pochwalę się Wam, że 19 czerwca zdałem egzamin licencjacki, tak więc połowa drogi za mną. Niestety nie ma mnie wśród Was na pielgrzymim szlaku. Ostatnio na Pielgrzymce Różanostockiej byłem jakieś 30 kg temu J. Ale jak to mawia jeden z naprawdę mądrych kapłanów naszej diecezji: „grubi to dobrzy ludzie” (pozdrawiam ks. Bogusława Urbana). I tego się trzymajmy. Poza tym, ks. Kamil Ciulkin- Szef Waszej wędrówki powiedział kiedyś dawno temu, że Kisiel (to znaczy ja), ma serce równie wielkie jak jego brzuch. Za to mu z serca dziękuję. No właśnie: serce. Hasło tegorocznej pielgrzymki jest zaczerpnięte z Jezusowego przepisu na życie, z Jego słynnego kazania wygłoszonego na górze: „Błogosławieni czystego serca”. „Szczęśliwi, którzy mają czyste serce, ponieważ oni będą oglądać Boga” (Mt 5, 8). Pozwólcie na chwilę wprowadzenia w temat. Po pierwsze dobrze by było usłyszeć wstęp do tekstu VIII błogosławieństw: „Jezus widząc tłumy, wyszedł na górę. Gdy usiadł, zbliżyli się Jego uczniowie. Wtedy odezwał się i zaczął nauczać” (Mt 5, 1-2). Dla mnie pierwszą dobrą nowiną w tym tekście są pierwsze słowa: „Jezus widząc tłumy”. Czasami może Ci towarzyszyć przekonanie, że Twoje chrześcijaństwo jest bardzo anonimowe, że jesteś jednym z wielu, taki członek tłumu, skryty ze swoją historią. Wydaje Ci się, że Jezus widzi tylko tych z pierwszego rzędu, albo tych wyższych, a Ty zostajesz gdzieś ukryty przed Jego spojrzeniem. Mnie to słowo w początku piątego rozdziału mateuszowej Ewangelii daje nadzieję, że Jezus naprawdę mnie widzi, dostrzega mnie takiego jakim jestem z dobrem, które jest we mnie, ale i ze złem, które ciągnie się za mną jak kula u nogi. Jezus widzi moje zagubienie, spostrzega, że gubię się w wędrówce codzienności, dlatego sam siada i zaczyna cierpliwie mnie nauczać. Nie wykłada mi teologii, ale kreśli mapę powrotu do szczęścia i doświadczenia pokoju. Ostatnio bardzo uderzyła mnie opowieść, którą słyszałem z ust bp. Michała Janochy- jednego z warszawskich pasterzy:

Wyobraźmy sobie dworzec i dwie osoby stojące w kasie biletowej. Pierwsza podchodzi do okienka i prosi o bilet na ekspres, chce jechać pierwszą klasą, przy oknie, blisko Warsu, wyciąga pieniądze, ale zapytana: dokąd chce jechać, odpowiada: właściwie, wszystko jedno, proszę dać mi na najbliższy ekspres, bo nie chcę dłużej czekać. I za chwilkę jej pragnienia są zrealizowane, siedzi w pierwszej klasie, przy oknie, mija z satysfakcją opóźnione pociągi osobowe, pasażerów zziębniętych, stojących gdzieś na peronach. Jest usatysfakcjonowana, w pewien sposób szczęśliwa. Druga osoba, która podchodzi do kasy prosi o bilet do pewnej miejscowości. Tam jest ktoś, kto na nią czeka. Wyobraźmy sobie, że nie jeżdżą tam ekspresy i trzeba jechać z przesiadką, może bardzo długo, i może pociąg jest zatłoczony i trzeba stać w korytarzu. Zewnętrzne warunki jazdy tej osoby są nieporównanie gorsze od tej z ekspresu. Ale patrząc od środka, to osoba z ekspresu na ostatniej stacji doświadczy rozczarowania. Odkryje, że cała ta wygodna jazda nie miała sensu, bo nikt na nią nie czeka. W tym drugim wypadku, jest coś, co można nazwać nadzieją, że nawet po najdłuższej podróży nastąpi spotkanie z kimś, kogo się kocha.

Może w swoim życiu pogubiłeś się tak bardzo, że przypominasz tę pierwszą osobę, masz wiele, ciągle się gdzieś spieszysz, szukasz wygody, tęsknisz za luksusem. Ale nie wiesz dokąd zmierzasz i coraz bardziej dręczy cię świadomość, że tak naprawdę nikt na ciebie nie czeka: w domu, w pracy, we wspólnocie itd. Jeśli tak jest w twoim życiu, to dobrze, że jesteś na tej pielgrzymce. Tu nie będzie jazdy wypasionym ekspresem w klimatyzowanym pomieszczeniu i wymarzonym towarzystwie. Przed tobą kilkadziesiąt godzin spędzonych w zatłoczonym pociągu, a w twoim przedziale ludzie, podobnie jak ty zmęczeni codziennością, smutni niespełnieniem, śmierdzący grzechem. Ale powiem ci, że to wszystko nie jest ważne, ponieważ ta podróż się skończy, a na ostatniej stacji jest już ktoś, kto cię kocha i na ciebie czeka. Więc głowa do góry! To nie jest podróż bez sensu!

Błogosławieństwo, którego treść jest hasłem tej pielgrzymki jest szóstym z kolei Jezusowym błogosławieństwem. To chyba też nie przypadek. Cyfra sześć w Biblii nie ma chyba szczególnego znaczenia, ale szóstego dnia Bóg- nasz Tata, stworzył człowieka. to kolejna dobra wiadomość. W trakcie tej podróży, w tym niewygodnym pielgrzymkowym pociągu, narodzi się w Tobie nowy człowiek. Masz szansę, wrócić do swojej codzienności kimś nowym, nie zmieni się świat wokół ciebie: będzie ten sam współmałżonek, te same dzieci i ci sami rodzice, ta sama sąsiadka i ci sami koledzy na plebanii, ale Ty wrócisz kimś nowym. Daj się stworzyć na nowo, pozwól się Bogu naprawić. Przecież Jezus mówił Nikodemowi tej pamiętnej nocy, że trzeba się powtórnie narodzić (por. J 3, 1-13).

            „Na początku było Słowo (…) Wszystko zaistniało dzięki Niemu. Bez Niego zaś nic nie zaistniało” (J 1, 1. 3). Tym, co ma Cię na nowo zrodzić, stworzyć jest Boże Słowo. Dlatego w konferencjach będę chciał razem z Tobą słuchać Słowa Pana i dzielić się moim doświadczeniem tego Słowa.

W pierwszym dniu zapraszam Cię do medytacji fragmentu Księgi Ozeasza:

Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem,
i syna swego wezwałem z Egiptu.
Im bardziej ich wzywałem,
tym dalej odchodzili ode Mnie,
a składali ofiary Baalom
i bożkom palili kadzidła.
A przecież Ja uczyłem chodzić Efraima,
na swe ramiona ich brałem;
oni zaś nie rozumieli, że troszczyłem się o nich.
Pociągnąłem ich ludzkimi więzami,
a były to więzy miłości.
Byłem dla nich jak ten, co podnosi
do swego policzka niemowlę –
schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go.

Jakże cię mogę porzucić, Efraimie,
i jak opuścić ciebie, Izraelu?

Nie chcę, aby wybuchnął płomień mego gniewu
i Efraima już więcej nie zniszczę,
albowiem Bogiem jestem, nie człowiekiem;
pośrodku ciebie jestem Ja – Święty,
i nie przychodzę, żeby zatracać.

Oz 11, 1-4. 8-9

Wiesz dlaczego Jezus proponuje Ci drogę czystego serca? Ponieważ On ma takie serce w stosunku do Ciebie. W pierwszym dniu chcę Ci przypomnieć, że masz swoje bardzo konkretne miejsce w sercu Boga. On Cię kochał zanim Ty uświadomiłeś sobie Jego istnienie. „Umiłowałem, gdy jeszcze był dzieckiem”. To najczystsza miłość- miłość w stosunku do dziecka. Dlaczego? Ponieważ ono niczego w zamian nie może dać. Dziecko jest kochane tylko dlatego, że jest. Jeśli masz młodsze rodzeństwo to łatwiej ci to zrozumieć. Przypomnij sobie jak twój młodszy brat czy siostra nie potrafili ci dać niczego poza nieprzespanymi nocami i zafajdanymi pieluchami. A kochałeś ich. Za co??? Za to, że byli. Uwierz, że naprawdę nie musisz zasługiwać na miłość Ojca. On cię kocha dlatego, że jesteś. O tak po prostu cieszy się Twoją obecnością na tym świecie. Nie wiem, jak Tobie, ale mnie bardzo pomaga świadomość, że bez względu na to jak często odejdę od Boga, On nie przestanie się cieszyć moją obecnością. W Bogu fascynuje mnie to, że jest On bardzo nieskomplikowany, że zaprasza mnie do miłości nie przez jakieś nadzwyczajne wydarzenia, ale posługuje się ludzkimi więzami. Dzięki temu, że doświadczyłem i doświadczam miłości od ludzi, dochodzę do przekonania, że mój Niebieski Tata, kocha mnie nieprzerwanie. I jest to miłość bardzo konkretna. Ona się weryfikuje zawsze wtedy kiedy się spowiadam i za każdym razem słyszę to samo: „odpuszczam ci grzechy. (…) Idź w pokoju”. Dla mnie to namacalny dowód na to, że Bóg mnie nie okłamuję, kiedy mówi, że „bierze mnie na swoje ramiona” i przeprowadza przez ciemną dolinę codzienności. I to zapewnienie z 9 wersu: „Nie dam się unieść porywowi mego gniewu i nie zniszczę (…), bo jestem Bogiem, a nie człowiekiem” (Oz 11, 9). Czyż może być coś wspanialszego? Prorok Izajasz zapisał słowa Pana: „Wyryłem cię na obu mych dłoniach” (Iz 49, 16). Św. Antoni Padewski komentując to zdanie powiedział, że dokonało się to na krzyżu, gwoździem zostało wyryte nasze imię na dłoniach Jezusa, a włócznia zapisała nasze imię na Jego sercu. Bóg zapragnął mieć nigdy nie gojącą się bliznę z grawerką twego imienia, tak by nikt i nic nie wymazało twego imienia z Jego serca. Od tej chwili już nic nie może Cię odłączyć od Jego miłości! Uciesz się tym!

            To tyle na dzisiaj. Wiem, że trochę za długo, ale obiecuję, że jutro będzie już krócej. Proszę ofiaruj w mojej intencji chociaż jedno „Zdrowaś Maryjo”. Niech Cię błogosławi Bóg, któremu na imię Miłość: Ojciec i Syn i Duch Święty! Do usłyszenia!